poniedziałek, 31 marca 2008

Pomarancze

Byla promocja pomaranczy,kosztowaly 45 groszy kilo.Kupilem prawie 3 kg i caly dzien nosze je w siatce podjadajac.Zasmakowalemtu wiele wspanialych owocow o nazwach nie do wymowienia i smakach nie do opisania.

Kowbojki-obiekt pozadania Meksykanca


Szaman Seri


Kowbojki i sombrera

Prawdziwym atrybutem meksykanskiego dojrzalego faceta jest biale blyszczace w sloncu sombrero i buty kowbojki najlepiej kolorowe.Wszystkie sombrera wygladaja tak samo a jednak sa jakiej niuanse.Ceny wachaja sie od 6 do 200 dolarow a ja wciaz nie wiem ,gdzie tkwi roznica.Buty kowbojki natomiast najlepiej kiedy sa wykonane z krokodylej badz strusiej skory (500-600 zlotych).Dominuja jednak kopie tych drogocennych skor.Milym ale zbednym dodatkiej jest pasek z jakas duza ,blyszczaca klamra.Mlodziez natomiast jak i w Polsce slepo nasladuje swoich idoli z amerykanskich clipow muzycznych.Widocznie do sombrero trzeba dorosnac.

Cawalieros na jakims zebraniu


Maly indianin Mayo w Masjaka


Sonora i w tle zatoka meksykanska


Gringo i amigo

Dobra rada,ktora wzialem sobie do serca-gdy uslyszy sie pod swoim adresem slowo gringo nalezy wiac jak najdalej od takiej osoby.Gringo to nieprzyjemne,pogardliwe okreslenie na amerykanow.Osoba ,ktora sie do mnie tak zwraca nie jest nastawiona pokojowo.Na szczescie tylko raz to uslyszalem.Popularnym i sympatycznym okresleniem obcokrajowca jak i miejscowego jest amigo (cos na ksztalt- kolego).

Indianie Mayo

Po 2 dniach w Punta Czueka wrocilem wieczorem do Hermosilio gdzie na dworcu autobusowym czekalem na autokar do Nogales przy granicy z USA.Zaczepil mnie sympatyczny facet w wielkim sombrero.To Meksyk,ktory od lat mieszkal w San Francisco (swietne miasto).Opowiedzial o indianach Mayo zamieszkujacych wioski nieopodal miasta Navahaio.Zmienilem plany.Zamiast`powrotu do USA udalem sie w przeciwnym kierunku.Ostatecznie mam jeszcze sporo czasu by poznac wiele innych atrakcji USA

Psy Seri maja podly zywot

W wiosce Puenta Czueka grasowaly cale stada wychudzonych psow.To z ich powodu obawialemn sie spedzic noc na pobliskiej plazy.Mialy chyba w sobie i na sobie wszystkie psie choroby swiata.Niektore byly tak chude jakby nie jadly nic w tym roku.NA nieszczescie indianie nie traktowali ich zbyt poblazliwie.Smutny byl widok poruszajacej sie z trudem staruszki,ktora kopala psa,gdy ten zbyt blisko podszedl do stolika z jedzeniem.Mialem nadzieje,ze w nocy nie polozy sie kolo mnie jeden z nich.

Indianie Seri i ich jene pai

Przebywajac w Guyamas (dokad preprawilem sie promem z SAnta Rosalija) przypadkiem dowiedzialem sie o zamieszkujacych Sonore indianach Seri.Cel byl jasny-odnalezc ich.Autokarem dostalem sie do nieciekawego Hermosilio i dalej do nadmorskiej miejscowosci Baya Kino.To taka meksykanska Jurata.Zjazdzaja sie tam dzieciaki bogatych rodzicow,pija whisky (no bo tequila jest dla wiesniakow),jezdza nieustannie glowna i jedyna ulica na pakach dodgow,hummerow,jeppow.Ot taka zlota,prozna meksykanska mlodziez ,ktora musi sie wyszumiec w widowiskowy sposob.W Baya Kino musialem spedzic noc pod chmura.Na plazy pelno bylo ludzi.NAstepnego dnia policja podwiozla mnie na pustynie na droge do wioski Punta Czueka.Kilometr za gwarnym kurortem byla kraina spalona sloncem porosnieta wielkimi kaktusami.Sporo czasu minelo,az zatrzymalem jakies auto i na jego pace przejechalem 25 km.Punta Czueka to polozona na uboczu cywilizacji wioska z kilkudziesiecioma malymi domkami otoczonymi niedbalymi plotkami z desek lub drutow.Miejscowi indianie oczywiscie nosza sie po europejsku,pija coca cole,jezdza fordami a smieca jak azjaci.NA plazy trafilem na rybakow ktorzy oprawiali potezne plaszczki i ladowali do skrzyn kraby.Na sporym placu trwalo cos w rodzaju miejscowego swieta.JAkies zadaszenia z folii,male szalasy z galezi,plac otaszaly jakies tyczki z dziesiatkami kolorowych tasiemek.Spora grupa kobiet gotowala na palenisku zupe z pomidorow i ryb.W centrum siedzial staruszek spiewajac jakies transowe piesni.Grzechotal przy tym 2 puszkami wypelnionymi piaskiem.To bylo 2 dniowe swieto mazi,czyli jakies modly do ich duchow-wielkiego pelikana,oceanu i innych.Poczestowano mnie wyszynkiem,a dzieci zaczely mnie uczyc jezyka Seri (ano jait kippe,kata has as,kuaszym kaszym).Kilka godzin spedzilem wieczorem przy ognisku zapatrzony w autochtonow.Wielka tradycja Seri sa malowidla na twarzach kobiet (wiele sfotografowalem) z okazji roznych swiat.Reszre nocy spedzilem spiac w rytualnym szalasie (nazywano go akuaemsza).

Sonora i jej atrakcje

Zrealizowalem kolejne meksykanskie marzenie-pobyt na pustyni Sonora.Bedac w wiosce indian Seri Puenta Czueka spedzilem wiele godzin szwedajac sie pomiedzy kaktusami na pustyni Sonora.Sladow cywilizacji brak a ze swiata fauny widzialem jaszczurki,zajace pustynne,myszy z dlugimi ogonami,male kondory,rybolowy.Mimo braku wody nie jest to jalowe miejsce.Czasem trzeba sie wrecz przedzierac przez jakies kolczaste chaszcze.Wszedzie rosly kilkumetrowe kaktusy.By miec dobry widok na ocean i pustynie wszedlem na szczyt gory a tam co zastalem-calkiem dobre krzeslo.Siedzialem na nim chyba godzine rozkoszujac sie widokami.Az trudno mi pomyslec,ze po kilku dzniach odpoczynku od cywilizacji niedlugo trafie w samo jej epicentrum czyli swiatynie hazardu.Nie bede soba jesli nie zobacze Las Vegas,miasto na pustyni.

niedziela, 30 marca 2008

Owoce morza,swieze ,tanie i pyszne

Korzystajac z bliskosci zatoki meksykanskiej codziennie napycham sie owocami morza.Wczoraj za 5 zlotych kupilem kilka rodzajow muszli prosto z oceanu.Facet otworzyl to jakims pretem i z dodatkiem soku z limonki i pikantnej salsy zjadlem.Prawdse powiedziawszy nie wiem czemu francuzi zachwycaja sie smakiem ostryg,mi smakowala umiarkowanie.Dzis po ciezkiej nocy w autokarze zjadlem sniadanie :tostade z krewetkami i osmiornica a kawalek dalej tez przy ulicznym stoisku gastronomicznym zjadlem zupe z kalmarow i ryby plaszczki,pychota.Kolacja oczywiscie bedzie krewetkowa

Real mathafu...traveler

Po kilku ciezkich ale obfitych we wrazenia dniach zmienilem sie.Teraz wygladam jak prawdziwy tramp-traveler-traper.Jestem spalony Sloncem Sonory.Mam odcien skory taki jak tubylcy.Nogi i rece mam podrapane kolcami kaktusow i innych pustynnych cierni.Wlosy i buty pokryte kurzem.Moj kapelusz-sombrero tez jest sfatygowany.Zauwazylem,ze gdy wchodze na jakis dworzec autobusowy to ludzie patrza na mnie z estyma.Spory ,brudny od pylu (jechalem stopem na kilku samochodowych pakach pickupa),twarz ogorzala od Slonca.CZuje sie w tym swoistym kostiumie dobrze.Niemniej od tygodnia nie widzialem innegobialego turysty a przemieszczam sie codziennie setki km.Odponad 2 tyg.nie gadalempo polsku,natomiast wczorajw Hermosilio zaskoczyl mnie facet sprzedajacy tacos.Powiedzial mi,ze dobrze porozumiewam sie po hispansku,a ja kurwa jeszcze 2 tyg.temu znalem 3 slowa-siniora,gracias i si.Mowie gorzej niz Kali znac dodrze polski jezyk ale najwazniejsze ,ze dogaduje sie i to jest to

Inianka Seri z jene pai na twarzy

2 dni mieszkalem z indianami Seri w wiosce Punta Czueka,bylo niesamowicie

czwartek, 27 marca 2008

Rady dla biwakujacych na pustyni

1.Unikac Slonca w porze jego najwiekszej sily,mozna pomiedzy kaktusami rozwiesic plachte i ukryc sie w cieniu.Na sloncu czlowiek szybko traci energie i wode
2.Patrzc pod nogi.Grzechotniki potrafia sie dobrze maskowac i nie zawsze grzechocza na powitanie oponenta.
3.Poszukiwanie wody'to kwestia na grubsza publikacje.Trzeba wiedziec w ktorych roslinach magazynowana jest woda (niektore sa toksyczne) i po przecieciu lodygi wylewa sie sok.
4.Wieczory sa chlodne wiec warto rozpalic ognisko.Dodatkowo dym z ogniska odstrasza zwierzeta
5.Gdy sie spotka pume mozna poprosic szybko Boga o wybaczenie grzechow,moze za chwile Opatrznosc zabierze do raju
6.Idac przez pustynie (tu Sonore) trzeba uwazac na mijanie krzaczory i kaktusy ,wiekszosc ma kolce i mozna sobie zrobic kilka dodatkowych dziur.
7.Warto miec w zasiegu wzroku jakies oznaki cywilizacji np. droge,kable,anteny.Gdy sie zbubimy to patrz na porade z punktu 5.

10h na statku

Rano szybko zlapalem stopa do Santa Rosalia.Siedzialem na pace auta i fotografowalem pustynie z kaktusami.Do okola rozciagal sie ksiezycowy krajobraz suchy jak wior.Cudem zdazylem na barke ktora 2 razy w tygodniu przewozi ludzi na kontynentalna czesc Meksyku.Myslalem,ze podroz bedzie trwala 2h a tu suma sumarum wyszlo ponad 10 h.Pod koniec przeprawy jakis Meksykanin pokazuje mi cos lapa za burta.Okazalo sie ,ze w oddali plynely 2 wieloryby co jakis czas wyrzucajac fontanny wody.Noc postanowilem spedzis w ochydnym hoteliku w centrum Guyamas

Dziwny wieczor (przepisane z kartki)

Noc zastala mnie w jakiejs wiosce w poludniowej czesci polwyspu kalifornijskiego.To dluga historia jak tu trafilem.Generalnie facet ,ktory zabral mnie na stopa z Guerrero Negro zaprosil mnie do San Ignacio na obiad do rodziny.Uroczystosc sie przeciagnela az zastala mnie noc.Do celu czyli Santa Rosalia mam 72km i marne szanse by sie tam dzis dostac.Siedze pod baldachimem z lisci palmowych,popijam sok z gruszki na progu sklepu i mysle co robic.Kilkadziesiat metrow dalej zaczyna sioe pustynia z kaktusami ale tam sa grzechotniki i moge w ciemnosciach na ktoregos nadepnac.Wczesniej stalem kawalek dalej zatrzymujac auta.Tam przez droge przebieglo jakies zwierze wielkosci psa, psem nie bedace ale pewnie psy jedzace.Opuscilem dla bezpieczenstwa jego rewir.Auta przestaly jezdzic,cykaja swierszcze a mi brakuje muzyki.Na plazy do mp3 nasypalo sie piasku i przestal dzialac.Trzeba sie rozgladnac za noclegiem....

Ostatecznie otworzylem brame na dziedziniec malego kosciola i tam pod jakims zadaszeniem spedzilem noc walczac z komarami.

poniedziałek, 24 marca 2008

WIELORYB !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Wowwwwwww ( krzyk rozkoszy po amerykansku),cudownie,super,zajebiscie,o kurwa,osobliwie,bajerancko,dobrze,rozkosznie...brakuje slow na bliskie spotkanie z takim zwierzem.Tu dziecko wieloryba szarego.Mialo okolo 5 m.Jego 3 razy wieksza mama plywala obok.8 lat temu widzialem niedzwiedzia w syberyjskiej tajdze,3 lata temu jezdzilem na sloniu w Indiach,kilka razy jezdzilem na wielbladach w Mongolii,w Mekongu w Kambodzy widzialem rzadki dfiny rzeczne ale to dzisiejsze spotkanie przeroslo wszystko inne.Cala nasza 6 turystow nie mogla sie powstrzymac od krzykow na widok ich wielkich cielsk.A gdy 3 wieloryby plywaly pod lodzia dostawalismy jakis spazmow rozkoszy,na leb sobie wchodzilismy,kazdy chcial dotknac.Prawie do wody wpadlismy.Warto bylo wydac 50 dolcow.

Spalony Sloncem

Nir docenilem tutejszego slonca.Spalilem sobie nos,nogi rece.Troche piecze,ale kupilem juz krem blok.Znajomi pisza,ze w Europie padal snieg.Tu jestem otoczony pustyniami,palmy,kwiaty,kolibry,dziwne owoce.Nie dziwie sie,ze w takich krajach wymyslono sjeste

niedziela, 23 marca 2008

Loco Mexico

Poznalem chlopakow z Low Riders,nikt mi teraz nie podskoczy z takimi znajomosciami

Esenada-morskie opowiesci

Spedzilem dzisiejszy dzionek na spacerowaniu po portowym miescie-Esenada.Krecilem sie po bazarach rybnych,kilka godzin spedzilem spacerujac po plazy.Obserwowalem tam ludnosc.Wsrod kilku tysiecy plazowiczow bylem jedynym bialym turysta.O dziwo gro ludzi (zwlaszcza babki choc to nie Iran) pluszcze sie w ubraniach.Za 6 zl wykupilem rejs po zatoce.Statek zawiozl nas do poteznego wraku,ktory upodobala sobie kolonia fok.ZAsmakowalem w wedzonym tunczyku.Taka porcja swiezej ryby skroplona sokiem z limonki to prawdziwy kulinarny rarytas i to tylko za 4 zl.Przypadkiem trafilem na zlot starych stuningowanych amerykanskich aut,w ktorych lubuja sie meksykanscy gangsterzy.Poznalem ich i przezylem,sympatycznie pogadalismy.Dali sie sfotografowac.
Jutro moj wielki dzien,jesli bede mial szczescie (a slono za to zaplace) to dotkne wieloryba i bede je fotografowal.DZisiejsza noc spedze w autokarze do Guerro Negro (chyba zrobie sie tequila).

Smaczne taco

3 dni zajelo mi odkrycie jaka jest ulubiona i najpopularniejsza potrawa w Meksyku.Juz wiem -taco,a wszelkie tostady,quesadille,buritos to warjacje na temat tacos.Jest to okragly placek z maki kukurydzianej,podgrzany na blasze.Na niego naklada sie w zaleznosci od regionu:krewetki,mieso posiekane,rybe do tego juz samemu mozna sobie nalozyc guacamole (pasta z avocado),drobno posiekane pomidory z cebulka,salate,salse,odtre marnowane papryczki,kilka rodzajow sosow (wiele ostrych).Takie cudo kosztuje ok 2,5 zl (10 pesos).Mozna to kupic zarowno w restauracjach jak i w przyulicznych kramikach.Pychota.Sprobuje to zrobic w Polsce

sobota, 22 marca 2008

Fabiola i dzielnica wystepku wszelkiego

Przemily pan w informacji turystycznej odradzal zamieszkac w dzielnicy burdeli i lokali gogo.Ponoc niebezpiecznie i bujaja sie tam lokalne gangi.Co zrobilem?Po 20 minutach trzymalem juz klucz do pokoju w red district.Wczesniej obszedlem kilka innych hotelikow ale byly za drogie badz pelne.Prawie zostalem w Motelu Mexico.Z zewnatrz wygladal jak bunkier po uderzeniu mozdzierza 240mm.Zamiast drzwi byly kraty jak dla slonia.Pani w recepcji nic nie rozumiala,zawolala quasitumacza.Nagle wychodzi z pokoju obok facet z kobiecym makijazem, fryzura krecac pupa.Matko Boska zawolalem w myslach nieporadnie usmiechajac sie.Koles przedstawil sie jako FAbiola i znal 15 slow po ang.na przemian je powtarzajac.Jakos sie porozumielismy (jest jeszcze jezyk ciala-Fabiola zarabia nim na codzien).Kobieto-facet zachwalal pokoje,a potem z usmiechem dodal bym przyszedl do niego wieczorem.Wtedy powoli ale skutecznie zaczalem sie wycofywac.Po kilku minutach znalazlem moj hotelk Colon.Kosztowal 140 pesos (14 dolcow),obok wlasciwego cennika byl inny.Zapytalem co to.To dodatkowa oplata za`przebywanie w pokoju prostytutki-15-20 min to 40 pesos,1h to 100pesos.Malo tego obok mnie mieszkala jednas z nich.Wciaz miala otwarte drzwi,lezala i patrzyla w tv.Nie bede prawil na temat jej urody,szkoda klawiatury.W pokuju smierdzialo stechlizna i wilgocia.Mialem lozko,wiatrak,male tv (z obawy o implozje nie wlanczalem),kosz.Okno zabite bylo dechami.Wspolna lazienka.Za umywalke i prysznic sluzyla metalowa rura wystajaca ze sciany na wysokosci nosa.Mysle,ze w takich warunkach w Polsce nawet studenci politechniki wroclawskiej nie chcieliby mieszkac.Noce w Indiach i Nepalu zaprawily mnie na cale zycie.
Caly dzien wloczylem sie po centrum wchlaniajac atmosfere miasta.Zmienilo sie noca.Chodniki okolicznych ulic okupowaly prostytutki,obok siedzieli czysciciele butow i sprzedawcy taco.Meksykanie co chwila nagabywali na wejscie do lokalu.Jesli zdarzali sie turysci to dominowali starsi Amerykanie.Musze dodac,ze w Tijuanie madrzy turysci przebywaja tylko w dzien,wieczorem wracaja do pobliskiego USA.W tych warunkach nie ma co wyciagac aparatu,mozna go stracic wraz z zebami.O dziwo sporo bylo policji,co chwila prowadzili kogos w kajdankach.Usiadlem przy ulicznym kramiku z taco i zaczalem obserwowac okolice.Panie zazwyczaj opieraly sie o sciany,ubrane byly sterotypowo w mini,dekolt i szpilki.Gdy pojawial sie pan brali sie za reke i znikali w jednym z licznych hoteli.Dziewczyny zaczepialy mowiac cici cici Chico.Dzien zwienczylem w barze.Wstep 1 dolar.Przy stolikach prawie sami panowie.Piwo 2 dolce.Ludzie przestali tanczyc i na parkiet wkroczyla pani tanczaca na rurze.Panowie wkladali jej banknoty dolarowe zagladajac w majtki (oj dziwna jest ta nasza meska natura) ewentualnie pani wkladala glowe cawalieros pomiedzy piersi i potrzasala nimi.Przez godzine mojego pobytu kelner 2 razy przychodzil z propozycja wynajecia dziewczyny (7 dolcow),odmawialem.W czasie wystepow artystycznych 4 tancerki wyszedlem z lokalu. Dzis jade do Escady pojesc swieze i taniutkie owoce morza,moze rybacy zabiora mnie na polow.

piątek, 21 marca 2008

Napis

Przed wojna jakas desperatka wdrapala sie na 12metrowa litere H i skoczyla z niej popelniajac samobojstwo,ot filmowa smierc

Meksyk 1 wrazenia

Gdy 1 raz przeszedlem granice z Meksykiem okazalo sie,ze nikt nie sprawdzal dokumentow,malo tego nie widzialem zadnego mundurowego.Cos mi smierdzialo,czytalem,ze jako Polak musze wypelnic jakis blankiet i dac 25 dolcow oficjalnej lapowki.Wrocilem sie ta sama droga do USA.Spotkalem amerykanskiego celnika i on,ze do Meksyku wchodzi sie bez niczego.Wiec ponownie przedzieralem sie przez jakies siatki,bramki,wrota i bach nagle znalazlem sie w innym swiecie.Podobny klimat panuje w Albanii lub w Kambodzy.Pelno starych aut,wszedzie koslawe napisy i reklamy,oczywiscie swojski syf,kobiety gotuja cos i sprzedaja glodnym.Do okola slychac muzyke.Do diaska podoba mi sie.Niestety na razie umiem tylko 15 slow.Cudem znalazlem ta kafejke internetowa urzadzana w jakiejs kolorowej hali fabrycznej.Ceny sa smieszne a i dobrze.Pelno kapelusznikow,ja oczywiscie nosze taki sam,a jak.Jeszcze kilka dni i w tym sloncu tez sie strzaskam i bede nie do odroznienia.Nie chce byc kolejnym gringo.Musze zaraz znalezc jakies miejsce do spania.Poszukam dzis tez butow.W 1 zrobila sie dziura i mama jakies odparzenie.Juz to czuje,ze tutejsza dieta mi posmakuje, te wszystkie enchilady,quesy,taco,guacamole,sopy,mmm gdyby nie brod za pazurami to polizalbym palce.Autochtoni wydaja sie przyjazni,nikt jeszcze do mnie nie strzelal ani nie oferowal mamasity na godzine.O tutejszych brunetkach napisze innym razem.Generalnie fajny uliczny,wesoly klimatJestem w swoim zywiole.

Holywood lub Holykicz

Uff dobiega konca 2 trudny dzien.Ostatnie 2 noce spedzilem w pociagach i autobusach.Dzis do San Diego przyjechalem o 1 w nocy i poszedlem szukac plazy by usnac owiewany pacyficznym wiaterkiem pomiedzy wydmami.Najwidoczniej pomylilem droge i 4 h blakalem sie bez powodu,ledwo zywy.NA mniescie nikogo nie spotkalem.Ostatecznie wsiadlem w 1 poranny autobus i dotarlem do hostelu.Caly w skowronkach,ze zaraz sie wykapie i zjem chinska zupke wchodze na teren hostelu a tu koles do mnie,ze wszystko zajete.Wkorwilem sie na USA i postanowilem jeszcze tego samego dnia wjechac do Meksyku.Wczoraj caly dzien bujalem sie po Los Angeles.Zaczalem od sniadania w Chinatown (krewetki z warzywami,sosem i ryzem za 5 zl-mniam).Metrem dotarlem do oslawionego Holywoodu.I tu rozczarowanie.To doskonaly przyklad miejsca zdegradowanego przez bezmyslna,masowa turystyke.Architektura rodem z kiczowatego rumunskiego filmu tez nie rzucila na lopatki.Masowo oblegany byl holywoodzki bulwar z gwiazdami w chodniku i placyk z odciskami rak i butow gwiazd kina.Zadnego slawetnego aktora nie spotkalem,nawet Izabeli Trojanowskiej z Klanu tam nie bylo.Za to masa kopii postaci z filmow.Czym przedzej opuscilem ten lunapark.Dlugo przedzieralem sie uliczkami pomiedzy pieknymi rezydencjami bogaczy na holywoodzkich wzgorzach by z bliska zobaczyc oslawiony napis.Do miasta podwiozla mnie para sympatycznych Norwegow (kurwa ich stac na wszystko ,maja wykupiony lot helikopterem nad Kanionem Kolorado).Kolejnym celem byla plaza w dzielnicy Venice i do cholery tu tez powtorka z rozrywki.Znow przewalaly sie w 2 strony tlumy turystow a pomiedzy nimi przechadzaly sie stada miejscowych sportowcow i swirow.Przynajmniej zjadlem sardynki z puszki wpatrojac sie na zachod Slonca nad pacyfikiem.W drodze powrotnej na dworzec w autobusie klocilo sie 2 czarnych wyzywajac sie od Niger,zaczeli sie nawet szarpac-poszlo o mame tego mlodrzego,ktora zostala wyzwana od dziwki.Noc spedzilem w pociagu.

Marlin Monroe wzmartwychwstala

Marlin Monroe wzmartwychwstala,niestety 46 lat i kilo pozniej

Sympatyczny wieczor na slynnej plazy Venice w LA.To tu napisal swoich kilka piosenek Morrison z The Doors (LA woman)

Fuck dla Keatona

Natomiast drewnianej gry aktorskiej Michaela Keatona (np.Batman 1cz.) nigdy nie lubilem.Stad moja kontestacja

Ja i Nicholson


Holywood i Holywood Bulvar.Nicholson nalezy do 5 ulubionych aktorow.Moja dlos byla prawie taka sama jak Szwarzenegera a Marlin Monro miala raczke 2 razy mniejsza.

środa, 19 marca 2008

Podwojny kop

2 kwestie wlaly dzis we mnie olbrzymia dawke wewnetrznej motywacji i energii. W parku Lincolna odwiedzilem wystawe (az 15 dolcow wstep) najslynniejszej amerykanskiej fotografki Ani Leibowitz.Niesamowicie ciekawie i nastrojowo fotografuje ludzi i tych najslynniejszych oraz takich "z ulicy".Uswiadomilem sobie,ze mam najlepszy zawod na swiecie.No oczywiscie tymczasem z wlasnej glupoty stracilem prace ale moze kiedys powroce do zawodu fotografa.Gdy tylko wyszedlem z wystawy zaczalem zaczepiac na plazy ludzi by zrobic im zdjecia.O dziwo zgodzili sie.Gdy dotarlem na plaze nad Pacyfikiem zobaczylem dziesiatki unoszacych sie latawcow.Bylem w raju.Wieczorem szwedalem sie po ulubionej Chinatown.Za 2 h mam pociag do Los Angeles

Pacyfik

Na pobliskich skalach siedzialy foki i mewy

Gay power

Do dzielnicy gejow szedlem z pewna doza niesmialosci.Nie jestem oswojony z zainteresowaniem ze strony panow.Ogolnie Castro (nazwa dzielnicy) rozczarowala mnie.Przy wjezdzie powiewa wielka flaga w kolorach teczy.Spodziewalem sie zywej orgii,dzikiego wycia a tu senna atmosfera .Na ulicach mariaz turystow z ciotkami.Sporo kafejek,silowni,barow,sklepow jest adresowanych do panoe lubiacych panow.Oczywiscie odwiedzilem taki sklep z asortymentem.Na telebimach lecialy filmy gdzie pan pana...roznorakich gadzetow i fetyszy byla co niemiara.Jakies dziwactwa zakladane na to i owo.Gdyby nie zdjecia wskazowki nie wiedzialbym do czego to potrzebne.Generalnie stereotyp amerykanskiego geja rozni sie znacznie od polskich wyobrazen.U nas sa to zazwyczaj sympatyczni ,wychudzeni chlopcy takie mimozy-przytulanki pieknie i modnie ubrani.Amerykanski gey to typ macho koniecznie umiesniony,musi byc wielodniowy zarost.Obcisly stroj wskazany a jesli sa tez jakies skorzane elementy to jest idealnie.Nieskromnie powiem,ze nie chcialbym znalezc sie w ramionach takiego supermena,wolalbym isc do klasztoru kamedulow.

Gejowskie Castro

To nie plenery teczowego music boxu to slynna na caly swiat dzielnica gejow Castro,nie nalezy mylic z kastratem

Raz jeszcze Golden Gate

Rzecz o Chinatown

Wczoraj odwiedzilem kilka galerii z fotografiami i Galery of modern art ale prawdziwym celem byla chinska dzielnica.To najwieksze skupienie Chinoli po z dala od Chin.To spolecznosc,ktora sie nie asymiluje,malo tego tworza swoiste panstwo w panstwie.Maja swoje banki,szpitale,bary,urzedy,taksowki,gazety.Wielu z nich nie zna angielskiego.Chinatown jest niesamowita.Ja takiego klimatu nie czulem bedac 4 dni w Pekinie.Nalezy unikac ulicy Grand,bo to przez nia przechodza rzesze turystow.Dla nich powystawiane sa kiczowate kramiki i restauracje.Gdy natomiast wszedlem w boczne ulice poczulem sie jak przecietny Kim czy Lee.To tam znalazlem smiesznie tanie sklepy,jadlem w restauracji otoczony samymi Chinolami.Wszedzie chinskie napisy i typowy orientalny balagan.Spedzilem kilka godzin szwedajac sie wszedzie.Wchodzilem do sklepow z zywymi rybami,krabami,zabami,slimakami.Oni to wszystko jedza.Siedzialem w parku,gdzie tlumy azjatow graly w swoje gry.Czulem sie jak powietrze (i dobrze),nie zwracali na mnie uwagi,ale gdy chcialem fotografowac ich hazard protestowali.Zapomnialem na jakis czas,ze jestem w Kalifornii,niebywale.Zachod slonca poszedlem ogladac nad ocean,gdzie pelno jest biegaczy i krzykliwych wielkich mew.Juz po zmroku wrocilem na Chinatown fantastycznie oswietlone przez lampiony.

Wiedza Amerykanow

Od dawna wiedzialem,ze geograficzna wiedza Amerykanow jest mizerna.Idac za tymsprawdzam czy tak faktycznie jest.Ilekroc ktos mnie pyta skad pochodze mowie oczywiscie,ze z Polski ale pytam czy wiedza gdzie to.Wielu kreci ze zrozumieniem glowami ale w ich oczach widze zaklopotanie.Widzac moj kolor skory przypuszczaja ,ze jestem europejczykiem,choc niektorzy mysla,ze latynosem.Wczoraj poznalem w parku w Chinatown Walgreena.Na moje pytanie o Polske zaczal cos jarzyc.Zapytal czy to kraj ktory graniczy z Anglia.Gdy komus powiedzialem ,ze Polska lezy miedzy NIemcami a Rosja to zapytal a gdzie Niemcy.DAlej zamierzam bawic sie w ten sposob auuuuuuu.

wtorek, 18 marca 2008

Downtown w SF


Prwie w srodku tkwi slynna piramida.Pytalem sie tam ochroniarza o taras widokowy,niestety nie ma.Tak czy siak w Chicago wiezowce byly ciekawsze

surfer

Owe zdjccie zrobilem dla mojej kolezanki Goski,ktora ma slabosc do surferow (wciaz nie wiam dlaczego)

Lekki kryzys

O ile sibie znam to chyba przezywam lekki kryzys.Zaczyna do mnie docierac,ze jestem sam na koncu swiata (wzgledem Polski).Przezywam tu niesamowite chwile ,a nie mam z kim ich dzielic.Wiem ,ze musze sie oswoic z samotnoscia bo to dopiero poczatek.Od kilku dni nie rozmawialem po polsku.Dowiedzialem sie tez,ze ktos juz pracuje na moim miejscu,o ktore staralem sie od polowy studiow (troche zbyt latwo sie poddalem).Na ta chwile postanowilem zagluszyc nieprzyjemne mysli i racze sie kalifornijskim winem za 5 dolarow.Czasem to pomaga.Nie przywyklem do podrozowania w samotnosci,ale tym razem to dla mnie najlepsze rozwiazanie.Mam juz bilet do Los Angeles i San Diego (tak wykapie sie w oceanie z sharkami).Myslalem dzis o monodramie mojej kolezanki "o samotnej kobiecie" (M wiesz,ze czekam na dalsza czesc),jak tak dalej bedzie to dopisze do tego swoje wersy.Nie ma co dopijam i ide spac na swoje pietrowe ,skrzypiace wyrko.Jutro dzien postanowilem zaczac od dzielnicy gejow.

Spiacy

Rowniez w SF nieomieszkalem kontynuowac mojeg cyklu o spiacych ludziach.Tu w parkach spoleczenstwo bez krepacji zasypia sobie na trawie i nikogo to nie dziwi.To zdecydowanie miasto tolerancji ktore ma najwieksza liczbe gejow i Chinczykow zamieszkalych poza Chinami

Ot zwykly posilek


Nauczylem sie tanio odzywiac w San Francisco.Generalnie trzeba wejsc w boczne uliczki Chinatown,gdzie Chinczycy gotuja dla Chinczykow,Tan za 2-3 dolce mozna kupic sluszny obiad.KUpilem dzis warzywa z tofu oraz krewetki,do tego zamowilem cos w rodzaju nalesnika z maki ryzowej z warzywami.Jasminowa herbata byla gratis.Wszystko za jedyne 8 zl.

ZAbawa na Chinatown

Chlopaki z Chin graja w gre ,ktora widzialem juz w Pekinie.Nie znam nazwy

Rzecz o bezdomnych

Jako ,ze w San Francisco jest wciaz cieplo koczuje tu masa bezdomnych.W dzien sa prwaie niezauwazalni natomiast gdy zachodzi slonce wychodza z nor i zalewaja ulice.Gro z nich to czarni.Wielu z nich wyglada tak jakby szalenstowo mialo z nich eksplodowac w kazdym momencie.Chodza po ulicach w lachnanach,spiewaja cos krzycza.Ale ich widok ma cos w sobie fascynujacego

Zwykly swir

Swirow i wariatow tu nie brakuje

Milosc do prezydenta

Milosc do Busha ma czesto wymias doslowny

Z Golden Gate Bridge

cien najstynniejszego mostu swiata Golden Gate Brodre


Ma ponad kilometr dlugosci.Stojac na nim trudno uwierzyc,ze jest wytworem czlowieka.Pod mostem plywala foki.Kazdego roku kilkudziesieciu samobojcow skacze z niego

Alcadraz

Gdy po raz pierwszy zobaczylem to wiezienie od razu przypomnialo mi sie kilka filmow:Ulice San Francisco,Twierdza (z Edem Harrisem).Robi wrazenie.Mala skalista wyspa oblewana zimnymi zatokowymi wodami.Podobno kilku skazanym udalo sie uciec,lecz ich los jest nieznany.Moze trafili w szczeki rekina

O San Francisco

Do wczoraj moimi ulubionymi miastami byly Amsterdam,Dubrownik i Bangok.Wczoraj te metropolie zostaly przebite przez San Francisco.Wczoraj wyszedlem zwiedzac o 9 i do wieczora rzadko sie zatrzymywalem.Nie moglem sie na to wszystko napatrzec.Nie znam odpowiednich slow,ktore potrafia opisac miasto (zajebiscie,niesamowite,osobliwe,super etc.to za malo).Chce w kilku prostych zdaniach przyblizyc ta dziwna atmosfere miasta.
San Francisco:
Miastto,ktore nie zasypia.Miasto ,ktora ma w sobie caly swiat.Miasto,ktore zna kazda potrawe z calego swiata.Miasto z narodowymi dzielnicami:Japantown,Chinatown (potezne),wloska,grecka,rosyjska,latynoska.Miasto sztuki,kolorow,zapachow,wrazen.Miasto lecacych z predkoscia 190 km/h samobojcow skaczacych z Golden Gate Bridge.Miasto,ktore zachwyca,odpycha,poniza,kreci,meczy,wzrusza,odrzuca,porusza.Miasto bezdomnych z obledem w oczach.Miasto ,gdzie mozna sprobowac kazdego rodzaju seksu nawet tego zakazanego,ochydnego.Miasto warte pieniedzy,energii,sil,poswiecenia.
Zatem nie trace czasu na pisanie tylko koncze sniadanie (zupa z alg,krewetek i makaronu) i pedze dalej ogladac,podziwiac,fotografowac.
Nareszcie pierwszy raz od prawie 3 tyg.spalem w rormalnym lozku.Juz prawie zapomnialem jaka to przyjemnosc.Zdaje sie,ze przedluze o 1 dzien pobyt tutaj.Jutro wieczorem pedze juz do LA.

niedziela, 16 marca 2008

Wowwwwww San Francisco

Mam ochote wydac z siebie krzyk radosci -po amerykansku to bedzie brzmialo wowwwwwww.Od 2 h jestem w San Francisko i juz wiem,ze to zajebiste (malo powiedziane)miasto.Przyjechalem tu z Sacramento (nudne,rozlegle miasto) pociagiem a ostatni odcinek pokonalem autokarem.Bylo juz ciemno gdy zobaczylem oswietlone drapacze chmur i majaczacy w oddali most golden gate.Serce podeszlo mi wtedy z wrazenia do gardla.Ostatnio taki moment mialem chyba gdy w wieku 20 lat wjezdzalem po raz pierwszy do Mongolii.Poszukiwania noclegu powiodly sie i dostalem miejsce w dosc obskurnym i ciasnym hostelu Backpackers Hostel przy ulicy Gery i kosztuje tylko 22 dolce.Mam malenki pokoik,kuchnia jest wspolna,internet za darmo.Facet w recepcji jest na 95 % gejem,robil jakies przemile minki do mnie.Ale nic z tego nie dam sie zlamac tym bardziej ze miasto to uznaje sie za swiatowa stolice homoseksualizmu.Juz nie moge doczekac sie jutrzejszego dnia,bede zwiedzal,zwiedzal,zwiedzal.100m od hostelu mam fajna galerie fotografii (to bedzie jutro moj 1 punkt zwiedzania).Mala dygresja:gdy wysiadlem za autokaru i zobaczylem nad soba te wiezowce poczulem sie jak bohater clipu muzycznego Guns and Roses "welcome to the jungle".Obce potezne miasto,po ulicach chodza przebrzydle bogaci ludzie i bezdomni z materacami pod pacha.Spedz tu przynajmniej 2 noce.15 min stad mam chinatown,gdzie bede sie stolowac.Alcadraz,Golden Gate,miejsce filmow Coppoli,Hitchoca...nie moge uwierzyc jestem tu.Zapomnialem nawet o mojej samotnosci.Ide na nocny obchod okolicy

sobota, 15 marca 2008

Wiadomosc dla rodzicow i ewentualnie konsulatu (na wszelki wypadek:)))

Jutro tj.16.marca odlanczam się od Jedrka w Sacramento (Kalifornia) i autobusem jade do San Francisco na jakies 2 dni.Tam będę szukal noclegu w jakims Hotelu bądź schronisku w centrum miasta,blisko oceanu.Przy wyborze noclegu będę posługiwał się ksiazka Lonley Planet.Potem autokarem chyba greyhound jade na około 2 dni Los Angeles (noclegi w centrum,blisko oceanu).NAstepnie greyhountem chce jechac do Tijuany w Meksyku skad chce szybko jechac autobusem na ZAtoke Kalifornijska obserwowac wieloryby do miejscowości Guerro Neggro.Pozniej chce wrócić do USA:Arizona,Nowy Meksyk,Newada tam poszwedsac się po pustyniach,miasteczkach.Pozniej chce jakos dostac się do Nowego Jorku do Szczerby.Numer do Jedrka jest znany.Mam zamiar dobrze się bawic

piątek, 14 marca 2008

Swiat oszalal

W sklepie na stacji benzynowej w Tacomie widziałem lapacze snow.Taka indianska pierdola szamanska cos na kształt pajęczyny rozwieszonej na okrągłym stelażu,upstrzone jest to koralikami i piorkami.Ma to pomagac w laczeniu jestestwa z duchami.ZAskoczylo mnie to ,ze te lapacze zostaly zrobione w Chinach.Ci biedni Indianie zostali najpierw wybici a tych co przezyli zamknięto w rezerwatach.Tam się degeneruja,alkoholizuja i moralnie spaczaja.Ich odwieczne rytualne przedmioty robia teraz chinskie dzieci. Z drugiej strony w Zakopanem można kupic figurki juchasow (ponoc z braku laku pieprza owce na hali),bacow,podhalańskich baranow również produkowanych w kraju gdzie jak śpiewała Kate Melua jezdzi milion rowerow w Pekinie.

czwartek, 13 marca 2008

Bar jak u Rodrigeza

Noc w miescie Tacoma.Trudno spac gdy obok pracuja silniki 500 konnych ciężarówek.
Wczoraj przejechaliśmy stan Waszyngton.Krajobrazy zmienialy się jak w kalejdoskopie to preria (widziałem kojota) to ośnieżone gory z narciarzami i zaspami.Dzis rano po rozladowaniu ciężarówki w porcie w Seattle pojechaliśmy do Tacomy.Caly dzien pozostal na zwiedzanie miasta.W drodze powrotnej trafiliśmy na niesamowity komis samochodowy.Pelno tam było rozkraczonych i pordzewiałych amerykańskich weteranow szos :camaro,continental,dodge,ford,chevrolet.Auta po 300-500 bagsow.Za szybami tabliczki przestrzegaly przed spaniem w samochodzie,pewnie niejeden bezdomny spędził tam noc.
Bar Valley pewnie minąłbym gdyby nie pewne przeczucie. Gdy go mijalem cos kazalo mi zaglądnąć przez szybe.Zobaczylem ludzi przy barze.Juz wiedziałem,ze to jest to. Wszedłem…o kurwa ten obraz znalem z dziesiątek amerykańskich filmow.Nie dosc,ze nie dostalem butelka w glowe na przywitanie to jeszcze do konca zachowałem wszystkie zeby.Typowy bar z ludzmi rodem z filmow Rodrigeza (Od zmierzchu do switu).Wszyscy byli powyżej 40 tki.Bylo kilka kobiet o twarzach zniszczonych zyciem,alkoholem,facetami,kurestwem etc.Tloku nie było ale gwar był taki jak w hucie im.Sedzimira.Z szafy grającej sączyły się hity ZZ top,Janis Joplin,Ramsztajn.Sciany upstrzone były plakatami i reklamami piwa,na jednej dumnie prezentowaly się jakies puchary (pewnie za myślistwo,bo Amerykanie maja pierdolca na punkcie strzelania ze wszystkiego do czworonogow).Jak to w rasowej spelunce był tez stol bilardowy.Jakis zarośnięty jegomość chciał chyba nawiązać kontakt bo cos bełkotał patrzac na moje piwo. Klimatycznie, swojsko,niesamowicie.Wlasnie takich klimatow ,miejsc tu szukam poświęcając czas,pieniadze i energie.Jak twierdzi moja mila kolezanka lepiej żałować rzeczy które się zrobilo niż tych które sa niedokonane.Wyszedlem naprzeciw swoim marzeniom wziąłem garść oszczędności i wlocze się po Stanach nie znając planow na kolejny dzien.Romantyczna podroz pelna przygod i dziwnych ludzi.Fakt faktem pracy juz nie mam ale mam przed soba kilka wspanialych miejsc do zobaczenia i przezycia

Gdzies w Waszyngtonie

Widok byl przepyszny.Moze to jeszcze nie kanion Kolorado ale ta przestrzen tez zwalala z nog

miss of America


Wpadlem na szelmowski pomysl by uwieczniac XXXelki.Kilka juz poprosilem o zapozowanie ale one przeczuwajac podstep odmawialy.Nie dalem za wygrana,czegos ostatecznie nauczylem sie przez 10 lat pracy fotoreporterskiej.Bede je fotografowal "z partyzanta".Pierwsze efekty juz widac

wtorek, 11 marca 2008

Amerykanskie symbole-no comments


Bafalo pozdrawia

Sympatycznego 75 letniego ranczera Bafalo spotkalem wedrujac po okolicy w Idaho.Byl kiedys pilotem teraz ma rancho z 70 konikami

Osobliwe zboczenie

Odkrywam w sobie dziwna przypadlosc.Obserwuje mianowicie jakie zwierzeta zostaly potracone przez samochody. MArtwych saren przy drogach jest od cholery (przestalem zwracac na nie uwage).Widzialem juz padlego skunksa (zapach gnijacego skunksa musi byc wyjatkowo odrazajacy),kilka czarnych ptakow oraz arktycznego bialego zajaca.Nie zmienia to faktu ,ze prawdziwym przedmiotem mojego pozadania sa wieloryby szare( oczywiscie ich obserwacja,nie gustuje w cialach wiekszych o 100 razy od mojego).To jeden z zasadniczych powodow,dla ktorych wybieram sie do Meksyku.To bedzie niezwykly,magiczny moment gdy wieczorem usiade na dzikiej plazy Pacyfiku przy ognisku z pieczonym krabem w lapie i bede patrzyl na milosne igraszki wielorybow.A tymczasem ide szukac sklepu z tunczykiem w puszce.Nieopodal jest Mcdonald ale postanowilismy go bojkotowac,nie bedziemy tam jesc,interesuje nas czasem tamtejsza toaleta.

Zwierzyna lowna

Pomimo zamilowania Amerykanow do polowan,nie jest trudno spotkac wielkie stado saren.TAk czy siak najwiecej przyjemnosci dostarcza pogon za stadem bizonow.Te bydlaki sa naprawde szybkie i ponoc grozne ale o tym nie pamietalem brnac w sniegach

Moja trasa


Przerzucam wciaz jakies nazwy stanow ale postanowilem pokazac przebieg trasy.ZApalki pokazuja przejechane drogi natomiast przerywana niebieska linia cel kolejnych 3 dni.Na moje oko do tego momentu przebylem niecale 5000 km

Piekny polnocny-zachod

Poranek w Idaho,niedaleko granicy ze stanem WAszyngton i Kanada.FAntastyczne slonce,do okola osniezone gory.Kierowca siedzacy obok w Kenworthie mysli o swojej przyszlosci (ten wyraz zarosnietej twarzy).Wczoraj przejechalismy ponad 500 mil (okolo 750 k) przez malownicza Montane.Wszedzie gory,doliny,gorskie rzeki,bydlo na pastwiskach,malownicze drewniane domki.Przy drodze paslo sie stado bizonow.Tym razem zapragnalem je sfotografowac.Nie sadzilem ,ze to takie plochliwe zwierzeta.Gdy podeszlismy blizej zaczely uciekac.I zaczela sie pogon.Po kolana wpadalem w zaspy sniezne ale wola walki byla silna jak Pudzian.Udalo sie je zapedzic w kozi rog i wtedy zrobilem kilka kadrow.Kolejne pol dnia suszylem w aucie przemoczone buty,warto bylo.Kolo 22 zatrzymalismy sie na krotki odpoczynek.Zagadal mnie facet w miejscowym sklepiku.Myslal,ze jestem Rosjaninem.Okazala sie elokwentny znal 2 slowa po polsku oczywiscie slynne "kurwa" i "kocham Cie".Taki typ,na takim zadupiu zapomnianym nawet przez indianskie duchy znal 2 wazne polskie slowa.Wzruszylem sie.Swoja droga "kurwa"robi kariere na calym swiecie.3 tyg.temu gdy walesalem sie po Amsterdamie dowiedzialem sie, ze na dzwiek slowa "kurwa" mroza sie ze strachu serca Holendrow.Wiedza wtedy,ze do czynienia maja z Polakami a to nie przelewki :)))
Zatem "kurwa" jest bardziej popularna na Zachodzie niz zespol Vader czy wodka Belvedere.
W nocy dostalismy mandat na tzw wadze za brak jakiejs waznej nalepki na samochodzie.
Dzis mamy przejechac przez stan Waszyngton i wyladowac towar w porcie w Seattle.Zajadam chinska zupke (krewetkowa o smaku szarego mydla) i ide sie przejsc po okolicy.Moj szofer jeszcze odsypia nocna jazde

Mile,galony i inne bidony

Każdy przybysz w USA musi się oswoic z tutejszym systemem miar.Wszystko jest inne.Mysle,ze każdy nawet skrajny debil szybko się polapie. Co to i ile to jest galon,stopa,mila,funt.Trzeba się tego nauczyc i tyle.

poniedziałek, 10 marca 2008

Autostrada I 90 w Montanie


Autostrada I 90 w Poludniowej Dakocie


Domek na prerii-Poludniowa Dakota

Gdzies w srodkowej Poludniowej DAkocie

Nadal w trasie

Wciąż w drodze.W naszych sercach zagościła radosc.Wjechalismy do prawdziwych Stanow,pojawily się prerie,bizony,malownicze gory,pojedynczy Indianie.Uffff nareszcie.Ale od początku.
2 dni temu zatrzymaliśmy się na nocleg w Illinois (na Sapp Brosie niedaleko granicy z Iowa).Nastepnego dnia przejechaliśmy kawalek Illinois,cala Iowe i wjechaliśmy w nocy do Południowej Dakoty (parking niedaleko miasta Siux Fall).Iowa podobnie jak inne wschodnie stany jest umiarkowanie ciekawa,lasy porastające niewielkie wzgorza.Trzeba było przez nia szybko przejechac,czas nas goni we wtorek trzeba być w Seattle.Wczoraj rano ruszyliśmy w droge już w Dakocie.Wlasciwie caly dzien zajęło nam pokonanie tego wielkiego stanu legendarna highway I-90-czemu? o tym za chwile.Gdzies od polowy Dakoty Południowej zaczynaja się krajobrazy żyjące gdzies w świadomości konesera filmow amerykańskich.To wlasnie tu otwieraja się ogromne prerie porośnięte rdzawo-brazowa trawa.To tu zyja ostatnie potężne stada bizonow.Nawiasem mówiąc 500 lat temu zylo 100 mln.tych rogaczy.Bialy osadnik-najezdzca-eksplorator-intruz-przesiedleniec postanowil wybic wielkie stada by odciac autochtonow Indian od podstawowego pokarmu,a tym samym zrobic sobie miejsce dla siebie i swoich krow.Kilka stuleci trwala wielka rzez tych fantastycznych zwierzat.To co pozostalo to marne wspomnienie z przeszłości.Aktualnie 90% poglowia bizonow stanowi własność prywatna.Wracając do Dakoty trzeba wspomniec musze wspomniec ,ze to miejsce gdzie rodzila się legenda Dzikiego Zachodu z jego cowboyami,walkami z Indianami itp.Brakowalo mu tylko Johna Wayna stojacego na srodku autostrady.To wlasnie tu krecono kilka głośnych filmow jak Domek na prerii i Tańczący z Wilkami (z Costnerem).Nie ukrywam,ze widok tych potężnych,otwartych przestrzeni spowodowal ze mocniej moje serce walilo o zebra.Nasza autostrada I-90 prawie prosto z nielicznymi zakretami przecina te ziemie.Bizony zastąpiły stada czarnych krow,miedzy nimi biegaly pieski preriowe. Przy drodze pelno tablic reklamowych i propagandowych dotyczących aborcii,miejscowych atrakcji i słynne (bo duzo) reklamy sklepu z pamiątkami Wall Drug.Raz udalo się zobaczyc niewielkie stado bizonow,niestety nie zatrzymaliśmy się czego żałowaliśmy potem.Gdy zjechaliśmy na mala stacje benzynowa po raz pierwszy w USA spotkałem Indianke.Byla ekspedientka na tejze stacji,niestety była już w rozmiarze XXXL.Jej młodzieńcze cialo zostalo zdeformowane przez tysiące burgerow.Wiec jej uroda daleka była od legendarnej Pocahontas.Pod koniec Dakoty (na zachodzie) zaczely się wzniesienia i gorki. Jeszcze przed zmrokiem wjechaliśmy do kolejnego niesamowitego stanu Wyoming.Ksiazycowy krajobraz,wzniesienia miejscami porośnięte lasem i przykryte czapami śniegu.Droga wila się malowniczo.Do cholery zamiast podziwiac okolice to usnąłem w kabinie mieszkalnej. Obudziem się już w nocy na parkingu w ojojojojoj kolejnym pieknym stanie Montanie.Gdy pisze te slowa stoimy na kameralnym parkingu dla tirow,na horyzoncie widze zaśnieżone szczyty.W sklepiku na stacji pelno pamiątek związanych z konmi,rodeo i cowboyami.Tak ten stan kocha konie,a mi ze wzgledu na przeszłość bardzo się to podoba.Dzis do przebycia mamy potezna odległość ale już czuje ze będzie pieknie.Moj kierowca jeszcze spi.Gdy wstanie zjemy po chinskiej zupce,otworzymy konserwy z tuńczykiem (obaj trzymamy linie,wiec odpuścimy sobie pobliski bar-burgerlandie).I na koniec pewna obserwacja,przed chwila widziałem dugowlosego Indianina w osobliwych kolorowych cowboyskich butach, wsiadal do Dodga.I’m so happy to be here.

Amerykanie to megalomanie

USA to bez watpienia gabarytowo olbrzymi kraj.Czy to jest jednak powod by wszystko tu było duze?Wlasnie tak jest.Paczawszy od kobiet (sa wyjatki),wiele z nich ma rozmiary malej kamienicy,do tego sa nikczemnie niskie jak nasz miłościwie panujący prezydent Kilku spotkanym brzuch opieral się o kolana (mogą z powodzeniem grac bez charakteryzacji w horrorach).O ich diecie cud pewnie nie raz jeszcze wspomne. Jeśli Amerykanin je hemburbera to wypada by był on podwójny, potrojny.Niestety wiecej tych smazonych plastrow mielonki miesnej nie miesci się w buzi (no chyba,ze ktos ma tak wielka jak Mick Jagger lub wokalista Aerosmith). Jeśli jedzie pociag to ma mase wagonow i ciagna go 3 lokomotywy. Auta…no tu jest wielkie pole do popisu.Ich auta pala jak smoki .Silniki 4,6 litrow pojemności,do tego sa wielkie. Jeśli auto ma mala przyczepke (picup) to to już jest pelnia szczęścia.NA tych przyczepkach woza glownie swój prestiż a czasem snopki siana dla krow. Ciężarówki, których codziennie oglądam setki sa piekne ale również wielkie.Musze tu jeszcze wymienic:wiezowce, pustynie,gory,autostrady.Duze, wielkie, ogromne, to wlasnie Ameryka

Tatanka znaczy Bufflo


To bylo niesamowite przezycie gonic stado bizonow.W sniegu zmoczylem buty ale warto bylo.Cholera nie spodziewalem sie,ze sa takie plochliwe ale ja tez potrafie biegac.

El kierowca z Indiany

El usmiechniety kierowca trucka lubi grac na gitarze w zespole jazzowym

sobota, 8 marca 2008

Z drogi

ZAczal sie tu dzien kobiet,w Polsce sie wlasnie konczy.4 dni temu zajechalismy do dziwnego stanu Delaware.Do tej pory nie mialem pojecia o jego istnieniu.Tam w kameralnej miejscowosci przechadzalem sie po plazy nad oceanem,puszczalem latawca,bylo zbyt zimno na kompiel.Z tym ostatnim poczekam do Kalifornii.Przez ostatnie dni przejechalismy Virginie (gdzie zaladowalismy naczepe czesciami koparki) nastepnie Kentacky (kraina filetow z kurczaka),Ohio,Indiane (kolejny atak zimy) i Illinois,gdzie wlasnie nocowalem.Dostalismy kurs az do samego Seattle.Cieszy nas to niezmiernie bowiem bedziemy w legendarnych indianskich stanach pokrytych wielkimi preriami z bizonami (ponoc ich truchlo podaja w tamtejszych restauracjach);Montana,Dakota.
Mysle,ze po ponad tygodniu wpadlem juz we wlasciwy rytm funkcjonowania w trasie.Wciaz odkrywam Ameryke,poznaje owa slynna mentalnosc.Musialem zmienic nawyki zywieniowe,niemniej oczywistym jest ,ze miesa nie rusze nawet z przylozonym do glowy coltem.Brak mi normalnego pieczywa.Tu dostepny jest tylko chleb tostowy (o konsystencji gabki do kompieli i smaku starego asfaltu) i bulki do hot-dogow (w smaku trociny dla chomika).Okkrylem natomiast smak cygar,skrecanych (zamiast szkoly) pewnie przez kubanskie dzieci.Cos za cos

piątek, 7 marca 2008

Gasienica na pace


W miejscowosci Norton na naszego trucka zaladowali jakas gasienice z koparki i mamy ja przewiezc do Seattle 4500km dalej

Bufflo soldiers czyli czarni na swoich stalowych rumakach


Na jednym ze truckstopow poznalem sympatyczna murzynska brygade motocyklistow.Zwali sie bufflo solidiers i jechali z rodzinnego New Jersay na Floryde.

Grob amerykanskiego dziecka

Widok licznych zabawek na grobie dziecka to dla mnie widok zdecydowanie poruszajacy.Rodzice musieli je bardzo kochac

środa, 5 marca 2008

Ufffffffffff jest progres

Po 1,5 dnia spedzonego na postoju ciezarowek wreszcie zadzwonili z zamowieniem.I to od razu jakim,ladujemy na pake jakies czesci od koparki i pedzimy do Seattle czyli na 2 koniec Ameryki,moze zajac to 2 doby.Ciesze sie niezmiernie bo myslalem,ze mi korzenie z tylka tu wyjda.No to w drogeeeeeeeeeeeeeeeeeee

wtorek, 4 marca 2008

Fragment truckstopu


Kilka slow o wspolczesnych lowcach kilometrow

Potężny truckstop czyli plac-parking dla ciężarówek zwyczajowo położony kolo autostrad.Miejsce gdzie można spotkac wszystkie amerykańskie legendy drogowe Kenworth,Piterbild,Frightliner,Mack,Intercontinental.Zatrzymuje się jedna z tych ciężarówek.Klasyczny kształt,chromowane chlodnice,rury, otwieraja się drzwi.Najpierw widac wytaczający się brzuch,metr dalej pojawia się kierowca.Sumiasty was,fajny kapelusik,przepocony T-shirt i nieodzowne jensy.To stereotyp kierowcy nierzadko potwierdzający się.Wspolczesni lowcy kilometrow,krolowie highwayow,samotni jeźdźcy na 18 kolach.Tysiace mil,dziesiątki ton ładunków i wiele dni poza domem.Stop…domy (kabiny mieszkalne )woza ze soba.Truckstopy to miejsca,które daja im namiastke domowej atmosfery.Wlasnie siedze w salce telewizyjnej.Kilku kierowcow ściągnęło buty i oglada wyborcze spoty.Do dyspozycji maja tu pralnie,prysznice (za punkty z tankowania),salon gier,sklep,restauracyjki (mcdonaldo podobne).Sa bankomaty,automaty z kawa,Internetem,ciśnieniomierz.Spia oczywiście w swoich kabinach mieszkalnych. Maja tam lozka,szafki,lodowki,telewizory,komputery.Nie sadze by czytali ksiazki. Dzis po parkingu chodzil starszy facet i za 10 budsow sprzedawal biblie na CD.Tirowek nie doświadczyłem.Moze będą na zachodzie,tam obyczajowość jest bardziej dzika.cdn…

Chwila relaksu-gdzies w Virginii


Od ketchupu do mesjasza

W niedziele nawet pracowici Amerykanie odpoczywaja ogladajac swoje dziwne sporty w TV obzerajac sie na potege burgerami,a w drodze do lodowki mysla o kolejnej diecie.Kolejna fabryka pod ktora zajechalismy byla zamknieta.W wyladunkiem trzeba bylo poczekac do poniedzialkowego poranka.Cos trzeba bylo robic w wolnym czasie.Poszlismy zobaczyc miasteczko Hugerstown.Na ulicach pustka (burgery i TV).Do okola piekne domki troche w stylu cuntry troche w stylu wiktorianskim.Co ciekawe pelno tu malych kosciolow,niektore wygladaly jak baraki.Tu metodysci,tam baptysci,nie brakuje mormonow,amiszy czyli 1001 odmian chrzescijanstwa.Tutejszt klecha,pastor itp.to ktos na zasadach biznesmena.Ma przyciagnac zblakane owieczki wlasnie do swojego kosciola.Stad czeste reklamy na tych swiatyniach opatrznosci bozej.JESUS COMING.W centrum znalazlem sklep monopolowy,za lada oczywiscie pani w rozmiarze XXXXXL (potrzebuje sporo pudru).Kupilem jakis dziwny alkohol (niecale 3 dolce) w kolorze starego atramentu,ni to wino,ni to nalewka,w smaku plyn do mycia naczyn,grunt,ze troche kopalo.Szanuje sie,nie chce zbyt czesto srac po krzakach (tudziez zalatwiac elementarne potrzeby fizjologiczne) wiec odwiedzilem WC w Mcdonaldzie.O zgrozo jadlem tez tam.Gdy szukalem saszetek z ketchupem zagadal mnie jakis pan.Na cale szczescie nie chodzilo mu o randke z nieznajomym.Najwyrazniej chcial pogadac,taka mentalnosc maja tubylcy.Zaprosilem do stolika.Mowil cos o miasteczku,zyciu w Ameryce,o swoich korzeniach ale gdy zaczal mowic o swoim oczekiwaniu na mesjasza i zbawieniu wyszedlem.W drodze powrotnej zgubilismy sie,przedzieralismy sie przez jakis gesty las.Moja twarz zaatakowala jakas kolczasta galazka.Nad okiem zrobila mi krwawa szrame.Nareszcie wygladam groznie.Kolejna noc spedzona w ciasnej kabinie.

Przy Oceanie Atlantyckim


Amerykanie kochaja swoj kraj


poniedziałek, 3 marca 2008

Warunki drogowe w Pensylwanii


Ludzie w rozmiarach slonia

Caly dzien w trasie.W takich chwilach odzywaja we mnie slowa piosenki gwiazdy lat 60-tych Canned Heat-On the Road again.Swoja droga fajny kawalek w trase.Miedzystanowa autostrada,przejezdzam przez Illinois,Indiana,Ohio,Pensylwanie.Od biedy krajobrazy przypominaja te w Polsce.Duzo śniegu,coraz wiecej.Pada a na drodze widac tylko 2 slady opon.W Polowie dnia zatrzymaliśmy się cos przekąsić.W kilku sieciowych knajpach (typu burdel king) obsługiwały potężne baby.Ameryka jest wielka ale Ameryka ma tez problem z wielkimi ludzmi.To delikatnie powiedziane bo to chodzące gory tluszczu,ludzie slonie.Ryszard Kalisz przy nich to niedożywiony szkieletor.Bylem przerażony tym widokiem,nie mogę zrozumiec jak można doprowadzic się do takiej postaci.Ponoc w Stanach sprzedaje się duzo pudru na otarcia.
Wieczorem mój towarzysz podrozy założył na opony łańcuchy,warunki drogowe zrobily się beznadziejne,auto często z trudem podjeżdżało pod gore.Po zmroku osiągnęliśmy cel miasto Homer City czyli glowniana,senna atmosfera zagubionego w gorach i w sniegach miasteczka.
Fabryczka,gdzie mielismy wyladowac czesc ładunku była już zamknieta,wiec w oczekiwaniu poranka zasnęliśmy w kabinie.Pomimo puchowego śpiwora mój sen zakłócalo zimno.

Odbicie wysokosciowcow w chicagowskiej "fasolce"


No to w trase

28.2. Przedostatniego dnia lutego spacerowałem po osobliwej dzielnicy zwanej Jackowem.To swoiste polskie getto,gdzie od lat zamieszkuje polonia.Setki,tysiące Polakow w nadziei na lepsze jutro postanowilo znaleźć tu swój raj na ziemi.Niestety miejsce to dalekie jest od shangri la (hinduska kraina szczęścia i dobrobytu). Przy kilku ulicach ciagnie się szereg niskich domkow ze sklepami,knajpami i punktami usługowymi. Na tablicach i witrynach rodzime napisy:restauracja zaścianek,koncert Rubika, kielbasa krakowska itp. Szybko zniechęciłem się do tego zapomnianego przez Boga miejsca. Autobusem i metrem.Dojechalem do centrum-downtown.Wyszedlem ze stacji metra a tu na glowa wystrzelily w gore wysokościowce.Dwa slowa określiły stan mojego ducha-ja pierdole.Obrazki jakie do tej pory oglądałem w dziesiątkach amerykańskich filmow nagle stanely zywo przed moimi oczami.DZiesiatki wieżowców do okola,samochody,ludzie.Pierwszy cel zobaczyc bodaj 2 najwyzszy budynek na swiecie sears Tower.Jego czarna sylwetka widoczna była z daleka.Potem przyszla kolej na największe muzeum w Chicago-The art institute of Chicago,nastepnie millenium park z tzw.fasolka-wielkim zwierciadlem w kształcie warzywa.Wieczorem wsiadłem do potężnej ciężarówki volvo i ruszyłem w dluga trase po Stanach.