"Chociaż mieszkańcy dalekiej syberyjskiej Jakucji są zawsze przygotowani na tęgie mrozy, w tym roku nawet ich może pokonać zimowa aura. Synoptycy przewidują, że temperatura w regionie może spaść do prawie minus 70 stopni Celsjusza.
Wielki mróz zbliża się równie wielkimi krokami - w miejscowości Ojmiakon, uchodzącej za centrum zimna w Jakucji, ostatniej nocy temperatura spadła do minus 60 stopni Celsjusza.
A to dopiero początek, bo w najbliższych kilku dniach temperatura może spaść do minus 64-68 stopni Celsjusza, a śnieżyce już szaleją"
wtorek, 30 grudnia 2008
niedziela, 28 grudnia 2008
Syberyjska zima
Rozmawialem dzis z zona kolegi,z ktorym za 1,5 tyg.jade do Rosji.Ona rodowita Rosjanka ma siostre zamieszkujaca w polnocno wschodniej Syberii.Dzis rano siostry rozmawialy przez tel.Okazuje sie,ze owa kobieta chodzi ostatnio do pracy w najcieplejszym obuwiu jakie zna ta kraina czyli wysokim obuwiu ze skory renifera odpowiednio ocieplonym.Do pracy ma kilkanascie min.na piechote a i tak wystarczy by zmarzly jej nogi.Ostatnio bylo tam -47 stopni i dzieci nie wypuscili do szkoly.Obawiaja sie odmrozen.Czlowiek nawet nie jest swiadom kiedy pojawiaja sie pierwsze symptomy odmrozenia 1 stopnia.Na nosie czy policzkach robia sie blade placki i to moze postepowac.Na szczescie mam juz fure odziezy.Pozostalo tylko kupic buty walonki w Magadanie
Totalny obled
Inaczej tego nazwac nie potrafie jak totalnym obledem no moze jeszcze na usta cisnie sie stwierdzenie "glupiego szczescie".Po raz 2 w tym roku udalo mi sie byc na koncercie Woodego Allena.W zasadzie to nawet nie chodzi o jego muzyke (nudnawy ale zywiolowy orleanski jazz) ale o jego persone.Skromnie zaliczam sie do jego fanow i juz.Tym razem zdobylem akredytacje na koncert w Sali Kongresowej.
Nie zapomne sytuacji sprzed 2 lat kiedy to po operacji lezalem w szpitalu.W mikro sali mialem telewizor na zetony wiec ktos mi wrzucil monety bo sam wstac nie potrafilem.Akurat trafilem na film Woodego Celebritis.Chyba nie bylo minuty bym nie smial sie na glos tym bardziej,ze lezalem sam.Jednak zyciowy pech i tam mnie scignal.Jakies 20 min przed koncem filmu skonczyla sie moc zetonu i TV zgasl.O do chuja ciezkiego-pomyslalem.Akurat taki film i w takim momencie.Bylo po 1 w nocy.Moglem wezwac pielegniarke do pomocy w ponownym uruchomieniu.Zrezygnowalem bo piguly spaly (zupelnie jak ja kiedy to pracowalem jako sanitariusz w szpit.wojskowym).Niemniej jestem szczesliwy,ze znow zobaczylem tego nikczemnej postury,myszowatego neurotyka,geniusza kina,ksiecia humoru.
Ale bez przesady nie wpatrywalem sie w niego jak w naga boginie.Ciekawila mnie akcja,ktora dziala sie wciaz na terenie sali.Kilku ochroniarzy chodzilo po calej sali i upominalo widzow o zakazie fotografowania i filmowania.A ludzie jak te barany wciaz blyskali.A ci biedni bodygardowie pokonywali cale kilometry chodzac od typa do typa.Tych ktorzy byli poza ich zasiegiem podswietlali czerwona kropka lasera.No do cholery prawdziwa komedia.A Woody jak nakrecony dąl z calych sil w ten swoj klarnecik.Czas pozostaly do pociagu trace w kafejce internetowej obok jakis koles z przepitym glosem zneca sie nad automatem do gry
piątek, 19 grudnia 2008
czwartek, 18 grudnia 2008
"Ten koles bierze nóż"
Hehe rogaty aniol.Kilka dni po wizycie Dalajlamy hala ludowa zagoscila zdecydowane inne towarzystwo.Po klimacie krainy ladodnosci,podnioslej atmosfery koncentracji i skupienia sala wypelnila sie dzwiekami poteznego ostrego rockowego grania.Zagraly m.in.Illusion i Acid Drinkers.Bylo niesamowicie no i wspomnienia z liceum odzyly.
Dalajlama czlowiek w bordowej pidzamie
No i udalo sie nie tylko zobaczyc i posluchac ale rownież fotografowac buddyjskiego papieża.Nawal roboty w mariażu z moim roztargnieniem doprowadzily do tego,ze spoznilem sie z zapisami na akredytacje dziennikarskie.Tak bywa. Udalo sie tylko zdobyc zwykle zaproszenie do hali ludowej jako widz gdzies daleko od sceny,gdzie sie wszystko dzialo.Tak bywa.Nie moglem wniesc aparatu.Na pratformie dla dziennikarzy tlum.Jakies dziwne,przestraszone mlode twarze.Pod koniec audiencji wykorzystalem chwile nieuwagi ze strony ochraniajacych "borowikow" i dostalem sie pod scene na niniejsza platforme.Pozyczylem od znajomka aparat i zrobilem m.in owo zdjecie.Super dla mnie bomba.W ciagu jednego roku miec przed obiektywem tak wazne 2 persony Allena i Dalajlame.4 latra temu bedac w N Indiach odwiedzilem Darmsale,gdzie Dalajlama od lat zyje na wygnaniu.Przed 2 dni staralem sie w jakims zapyzialym biurze dowiedziec cos o publicznej audiencji.Gdy pewnego dnia zwiedzalem tamtejszy glowny klasztor Edycie udalo sie zobaczyc czlowieka w bordowym kostiumie siedzacego w jadacym aucie.Ja musialem poczekac na to 4 lata.
wtorek, 16 grudnia 2008
Info z Syberii
"NA Syberii mróz spiął wszystko. Złapał w szczeki. W Jakucji temp -53 stopnie w Magadanie zamiecie i obfite opady śniegu. Wiatr 20 m/s Ludzie w Jakucku pala meble żeby ogrzać mieszkania gdyż rury popękały, nie ma cieplej wody. Takie informacje usłyszałem dzisiaj w PR III Polskiego Radia"-napisal szef wyprawy.
Zapraszam na oficjalna strone wyprawy www.zewpolnocy.com (lub pl) i strone mojego szefa www.gienieczko.pl
Zapraszam na oficjalna strone wyprawy www.zewpolnocy.com (lub pl) i strone mojego szefa www.gienieczko.pl
poniedziałek, 15 grudnia 2008
...куда вы едете зимой, мало кто возвращается...
...куда вы едете зимой, мало кто возвращается... ten fragment maila z Syberii dostal moj towarzysz wyprawy.W wolnym tlumaczeniu zbaczy to" tam gdzie jedziecie zima malo kto wraca".Przed chwila rozmawialem z Marcinem szefem wyprawy i on dzis slyszal w radiowej 3-ce o poteznej zimie jaka atakuje Syberie.Szef jest pelen obaw o warunki sniegowe ja z oczywistych wzgledow tez.Magadan zasypany sniegiem.Niemniej w sercu plonie ogien na perspektywe tych spotkan,tych mrozow,tej krainy omijanej przez Boga szerokim łukiem,imprez z duza iloscia podłej jakosci wódki.Odliczam juz dni nie zapominajac o przygotowaniach.
czwartek, 11 grudnia 2008
Film na youtube
Z udzialem kuzyna udalo sie wczoraj w nocy wrzucic na yooutube krotki filmek ktory krecilem tydzien temu w stolicy.Generalnie rozmowy i przygotowywanie sie do wyjazdu:
http://pl.youtube.com/watch?v=fcrngzqg5-8
http://pl.youtube.com/watch?v=fcrngzqg5-8
środa, 10 grudnia 2008
Przygotowania do wyprawy
czwartek, 4 grudnia 2008
Woody Allen w Polsce!!!

Wrocilem wczoraj ze stolicy a tam wszedzie plakaty z zapowiedzia koncertu Woodego Allena i jego jazzowej grupy.O cholera pomyslalem cesarz wykwintnego humoru,gigant (tak ten kurdupel) ironii, król kpiny i sarkazmu zagosci pod Palacem Kultury i Nauki.
Wole gdy "myszowaty neurotyk"zajmuje sie filmem a nie muzyka,no ale od dziecinstwa to jego pasja,wiec niech staruszek sobie pogrywa.Nie zapomne mojego spotkania z kurduplem.Nowojorski ekskluzywny hotel Clarine,wieczorowe stroje majetnych Amerykanek,prawdziwe szampany,atłasowe kotary,dystyngowane towarzystwo i ja skromny umeczony podróżą turysta z plecakiem pośród torebek od Prady i Luisa Vuittona.Pomimo trudnosci,braku odpowiedniego stroju i niecheci zaplacenia 75 dolcow za wstep dostalem sie jednak na koncert ulubionego rezysera.A teraz typ bedzie dmuchal w klarnet w kongresowej o losie przewrotny
czwartek, 20 listopada 2008
Podle jest życie bezy
Bezdomni zwani bezami,gigantami lekkiego życia nie mają.Żyją byle gdzie,jedza byle co,pija byle co.Ale od poczatku odprowadzilem Jagode na dworzec nadodrze.Zauwazylem grupke znajomych 3 bez.Juz wiedzialem,ze wypada ich sfotografowac.Lubie portrety zniszczonych wóda,zyciem ludzi.Mocne wyraziste,straszne,nierzadko odpychajace.Twarze ,które są jak mapa życia,z zapisana na nich przeszloscia,przejsciami,urazami.Chlopaki robia to samo co robili 3 lata temu kiedy ich poznalem.Spia na klatkach bo z dworcow przeganiaja.Pija jagodzianke=olaboge=dyktature=denaturat.Jedza u siostr zakonnych.Są gryzieni przez wszy odzieżowe zwane "chomiczkami".Bujaja sie z osiedla do osiedla spotykajac w danych miejscach grupki im podobnych kompanow.Fakt faktem trzeba sie znieczulac alkoholem by umiec radzic sobie z takim zywotem wiec sa wiecznie wypici albo niedopici.Rozmawiajac z nimi zauwazylem,ze dzieki pracy w szpitalu uodpornilem sie na ich odor,bo co do kwestii kontaktu z nimi to nie mialem nigdy oporów.
Czarny
niedziela, 16 listopada 2008
Wielki dred
wtorek, 11 listopada 2008
Bezstresowosc chrześniaka
Beztroska Piotrka mojego chrzesniaka zadziwia mnie nie raz.Zaledwie tydzien temu gdy wiekszosc ludzi udawala na cmentarzu zrozumienie kazania ksiedza (byla tam odprawiana msza na wolnym powietrzu) Piotrek znalazl sobie osobliwy plac zabaw.Maly grób brata mojej babci (Cesia zmarlego w 1929 roku).Piotrek wlasnie tam znalazł tor jazdy swojego mini autka.
Patriotyzm po polsku
Wiedziony rtarymi nawykami uczestniczylem w paradzie niepodleglosci.Chwalebna rocznica 90 lecia odzyskania niepodleglosci sciagnela do centrum setki ludzi.Klasyczny obrazek zrywu milosci do kraju:dziesiatki osob machalo flagami.Wszyscy zakochani w swojej ojczyznie na spacerku w wolny od pracy dzień.Kto żyw kupowal dziecku miniaturowa flagusie.
poniedziałek, 10 listopada 2008
Industrialne uderzenie muzycznego mlota
Juz po raz kolejny goscilem z aparatem na festiwalu muzy industrialnej.Wciaż nie wyrobilem sobie opinii dotyczacej tych dzwiekow.Muzyka trudna w odbiorze jak jasna cholera.Szybciej bede podrygiwal noga na koncercie chlopaków z zespołu Toples badz Milano.Niemniej niepokojąca lawina dzwinych dzwiekow ma cos w sobie wiec pojawilem sie tam znow.Bylo mocno i to czarne towarzystwo.Na szczescie malo jest tam osób przypadkowych.Przychodza naprawde zainteresowani ta nieradiowa estetyka.
piątek, 7 listopada 2008
Morze Martwe zyje
Bliski Wschod pociagał mnie od kiedy pamietam.Nie wiem czemu dotychczasowe marszruty omijaly to miejsce.Gdy moja wspaniala oddzialowa wymyslila mi przymusowy urlop nie zastanawialem sie dlugo.Nastepnego dnia dzwonilem juz w sprawie taniego przelotu do Asia Travel.I tak to dostalem sie do Damaszku.Celem 1 dnia bylo dostanie sie nad mityczne Morze Martwe.Taksowki,autobusy,negocjacje cen,poprawna wymowa nazw dworcow,ulic, to wszystko trzeba bylo przejsc.Wlasciwie to dojazdy,przejazdy sa istota podróżowania po innych krajach zwlaszcza egzotycznych.Ale tu 1 uwaga:musi to byc jeżdzenie razem z miejscowyki w ich rozklekotanych autobusach.Dosc sprawnie wydostalem sie z Damaszku,na granicy z Jordania bylo troche formalnosci przy kupnie wizy,wymianie pieniedzy.Amman jest wielkim miastem niekoniecznie wielkiej urody,wiec szybko wyjechalem dalej.Udalo sie znalezc taniutkiego busa do Sawanah ale za dodatkowe 4 zlote kierowca dowiozl nad sam brzeg morza.Juz w Ammanie zakolegowalem sie z sympatycznym ochroniarzem z nadmorskiego hotelu Mariott.Kierowca to byl jego wujek.Dzieki takim ludziom poznaje mentalność autochtonów.Morze Martwe ech bylo piekne.Tafla wody blyszczala z daleka otoczona spalonymi Słońcem górami.Mijalismy wiele beduinskich namiotow,juz wiedzialem,ze musze odwiedzic koczowniczych Bedu.Morze Martwe ech bylo piekne w swojej surowości,prostocie i niegoscinnosci.Tektoniczne zaglebienie wypelnia najbardziej slona woda na globie.Morze Martwe to najglebsza depresja lądowa na świecie.Ciekawą sprawą jest sama kąpiel.Wypornosc wody jest tak duza,ze mozna unosic sie na wodzie bez ruszania się.No ale nie ma tak pieknie.Nie mozna zanurzyc pyska.A gdy juz nieopatrznie kropla wody dostanie sie do oka to pieczenie jest wsciekle,okropne.Raz gdy nacieralem sie blotkami leczniczymi grudka wpadla do wody,kropla wpadla mi do oka.Na wiele minut stalem sie cyklopem.Zamkniete oko łzawiło.Mozna lezec na wodzie i czytac ksiazke.Mialem otarcie na nodze ot zwykle zaczerwienienie skóry,w wodzie piekło jak cholera.Nie do pomyslenia jest zanurzenie w wodzie świeżej rany.Przejechalem stopem cale wybrzeże po stronie jordańskiej i miejsce zdatne do kąpieli jest tylko w 1 miejscu.Chodzi o prysznice ze slodka woda do plukania.Okolice Morza Martwego obserwowalem 2 dni i nie moglem uwieżyć ,ze w tych okolicach powstaly 2 najwieksze monoteistyczne religie swiata.Na skalach pokrytych kolczastymi krzewami?w tym niegoscinnym miejscu zapomnianym przez Boga rodziła sie wiara w Boga?Niezbadane sa wyroki boskie.W morzu tym nie ma prawa istniec zycie ,a jednak.Zyje tu kilka rodzajow bakterii.Żadnej roslinie nie udalo sie tu wytrzymac.
czwartek, 6 listopada 2008
Blotko z Morza Martwego
Jeden Bóg
Ilekroc jestem czy to w sali modlitewnej buddyjskiego klasztoru w Ladakhu,czy tandetnym ale poteznym kosciele w Licheniu czy muzumanskim meczecie Hamidije w Damaszku mam wrazenie,ze wszyscy modla sie,oddaja czesc jednemu Bogu.Opatrznosc w zaleznosci od szerokosci geograficznej ma rozne imiona.Ludzie modla sie w roznoraki sposob,rozne sa obrzatki;tu maluje sie jajka,tam ucina kurom glowy na oltarzach.Chyba chodzi o to samo i wobec tego samego.
Batmobil po arabsku
niedziela, 2 listopada 2008
Przygoda u Beduinki Rai
Raia zamieszkuje doline w górach gdzie 2 tysiace lat temu kwitlo wspaniale wykute w skalach miasto Nabatejczykow.Obecnie jest to rejon zwany Petra jeden z cudów swiata starozytnego odwiedzanego przez tysiace turystow z calego swiata.Raja mieszka w cichej dolinie z boku szlakow turystycznych.Mieszka w domu,ktory w czasach zycia pomazańca Chrystusa z Nazaretu byl grobowcem badz skromnym mieszkankiem.Raje zobaczylem juz z daleka.Siedziala nieruchomo na skale i patrzyla.Juz wiedzialem,ze chce ja spotkac.Gdy podszedlem wstala i usmiechnela się nieśmiało.Ubrana byla w mocno wysłużone szaty.No ale nie ma sie czemu dziwic jest Beduinka i zyje w zgodzie z naturą.Z kieszeni wyciagnela jakies zawiniatko.W poszarpanym foliowym worku miala sporo ceramicznych skorupek i jakis metalowych krażków ,ktore mogly byc kiedys monetami.Pokruszone kawalki,pochodzily prawdopodobnie od Nabatejczykow.Sęk w tym,ze ja w bocznych dolinach znalazlem w piasku kilka podobnych skorupek.Zaczalem robic Beduince zdjecia.Wprosilem sie do domu wykutego w piaskowcu.Rozgladnalem sie we wnetrzu bo chcialem pozsnac warunki w jakich zyje moja gospodyni.W kacie lezaly jakies maty i materace,na podlodze lezal dywan.Kolo drzwi lezala sterta misek i mocno sfatygowany dzieciecy rowerek.Gdy robilem Rai portrety troche sie cofalem nie odrywajac oczu od wizjera.Nagle cos nadepnalem i "krrrrraccchhhhh".Dzwiek kruszonych skorupek wypelnil pomieszczenie sprzed 2000 lat.Co sie stalo?Nieopatrznie nadepnalem na zawiniatko ze starozytnymi skorupkami,ktore ogladalem kilka min.wczesniej.Glupio usmiechnalem sie do Rai.Ona odpowiedziala mi usmiechem.Nie pogadalismy,bo nie znalem jej jezyka.W ramach rekompensaty podarowalem jej spory kawal arabskiego chleba "byt".Pożegnalem sie i kontynuowalem zwiedzanie.Rai nie zapomnę do pierwszych objawów amnezji starczej.
środa, 29 października 2008
Twarz
Wyjatkowo sympatyczna i usmiechnieta staruszka.Sporo trudu sprawilo mi naklonienie jej do zdjec.Prosilem ja "tamam sura Bedu" (ladne zdjecie Beduinko) a ona nie i nie.Nie i nie,juz myslalem,ze uzyje argumentow silowych tak lubianych przez kibicow na calym swiecie a ona mowi "nam" (tak).Stare Beduinki lubia farbowac wlosy na rudo,ma to chyba jakis rytualny wydzwiek ale detali nie poznalem,wiadomo bariera jezykowa.
wtorek, 28 października 2008
wtorek, 7 października 2008
Marokanscy grajkowie
Poranek na mojej dzielnicy kamienic.Obrabialem zdjecia weselne a tu dolatuje do moich uszu muzyka.Taka troche bałkańska, zalatywała Bregowiczem.Ban na balkon a na dole gra 3 facetow o sniadej cerze no i zbieraja chajs do czapek.Aparat do łapy i juz bylem na dole.Nie byli to Romowie ale o dziwo panowie z Maroka.Grafli fajowo,zywiolowo,optymistycznie.Wsparłem ich.
Jesien
czwartek, 2 października 2008
Gasnace oczy
Wrocilem wlasnie z nocnej zmiany.Prawie 20 h pracy w 2 szpitalach potrafi zlamac czlowieka.W zasadzie to zmiana niczym sie nie wyrozniala od innych,a jednak.Gdy wiozlem prawie 90 letnia staruszke na RTG zwrocilem uwage na jej oczy.Juz kilka razy w zyciu widzialem takie oczy.Oczy czlowieka starego,zmeczonego zyciem,trapionego chorobami.Bez blysku,bez zycia,pozbawione wyraznych kolorow,jakby za mgla.Oczy w ktorych mozna zobaczyc gasnace zycie,ktore odchodzi powoli i w ciszy.Nie czulem w tej osobie woli zycia.Mysle,ze byla pogodzona z mysla o bliskim koncu.Przypomnialo mi sie,ze taki wzrok miala staruszka siedzaca przed domem w Iraku.Siedziala z mala dziewczynka przed paleniskiem,na jej twarzy nie bylo zadnych emocji.Ot taka statyczna,kamienna.Wlasnie jej oczy byly jakies wyblakle,gasnace.Wpatrzylem sie w nie obiektywem.Puki co moje oczy sa zmeczone nieprzespana noca i ide w dzemke
czwartek, 18 września 2008
Boso przez Polske
Moje nóżki dacie rade---czyli moj tekst o maratonie do gazety
"Moje nóżki dacie radę"
Było nas 1061. Wielu bieglo po wyniki, po zdrowie, kilkunastu po nagrody ale wszyscy chcieli przekroczyc linię mety. 26 Maraton Wrocławski był okazją na sprawdzenie siebie, swojej kondycji i możliwości.
Zabiegani
O godzinie 9 wystartowaliśmy. Na czele ponad tysięcznego tłumu byli niepełnosprawni na wózkach oraz plejada maratończyków. Dalej wielonarodowa grupa w różnym wieku wyczynowców jak i amatorów. Na początku było ciasno. Biegliśmy w zwartej grupie, często potykałem się o nogi innych. Im bliżej mety tym bardziej grupa się rozciągała. Pierwsze 15 km. było relaksującym biegiem, łapałem odpowiedni rytm i oddech.Wielu wybrało metodę "biegu za zgrabną dziewczyną". Mobilizujący był widok sportowej sylwetki. Rozmawialiśmy ze sobą o pogodzie i trasie, machaliśmy przechodniom. Z czasem rozmowy cichły, zapach rozgrzewających kremów ustąpił woni potu. Każdy mijany park stawał się naturalną toaletą. Oszczędzaliśmy siły. Już po półmetku nie tylko mnie łapało zmęczenie. Mijałem ludzi, których zatrzymały skurcze. Po 2h zdałem sobie sprawę, że bedzie ciężko i zaczyna się prawdziwa walka z ciałem.
Maraton zaczyna się po 30 - tce.
Doświadczeni biegacze wiedzą, że problemy zaczynają się po 30 kilometrach. Właśnie wtedy rozpoczęła sie totalna wojna w moim organizmie.Uruchomiłem rezerwy sił. Na wysokości Instytutu Geologii moje stopy zaczęły być ciężkie jak skały. Nogi jak z drewna, mięśnie pracowały ociężale jak okrętowe liny. Zacząłem dopingować sie mocnym uderzeniem zespołów The Prodigy i Metallicy. Biegnący nieopodal Daniel Waszkiewicz mobilizował się powtarzając jak mantrę zdanie "moje nóżki dacie radę". To był również jego pierwszy maraton.Przygotowywał się do niego pół roku. Ze zmęczenia nie pamiętam ostatnich kilometrów. Biegłem jak w transie wpatrzony w jeden punkt. Chyba osłabłem bo wyprzedziło mnie sporo biegaczy. Na mecie ktoś założył mi medal, ktoś zapytał o samopoczucie. Jak inni stanąłem w kolejce po masaż. Nienawidziłem ostatniej godziny biegu ale już wiedziałem, że znów bede startował w przyszłym roku.Bieganie okazało się zdrowym narkotykiem.
Mój maraton
Moje długodystansowe bieganie zaczęło się od wizyty w nowojorskim Central Parku. Szukałem tam miejsc, gdzie ulubiony rezyser Woody Allen kręcił swoje filmy. Spotkałem dziesiątki biegaczy. Okazało się, że nie było żadnych zawodów. Był normalny dzień. Nikogo tam nie dziwi widok staruszki truchtającej w obcisłych spodenkach z słuchawkami na uszach. Na niektórych alejkach trudno było sie poruszać pomiędzy biegaczami. Nowojorczycy są chorzy na bieganie. Szybko się zaraziłem joggingiem. Zacząłem biegać w przydomowym parku, gdzie każdego wieczora goniły mnie te same psy. Kompletowałem niezbędny sprzęt. Z tygodnia na tydzień wciągało coraz bardziej. Start w maratonie był sposobem na sprawdzenie swoich mozliwosci. Przed startem zjadłem tylko energetyczny żel, zakleiłem sutki plastrami ( sposób na otarcia), posmarowałem oliwka wrażliwe na otarcia miejsca.
Boso dla rodziców
36 letni Paweł Mej budził sensację. Ubrał się jak na plażę. Co najciekawsze biegł boso. Nie oszczędza na butach, tak lubi. W ten sposób chce podziękować zmarłym rodzicom za wychowanie. W ciągu 10 miesięcy ukończył 7 maratonów. Wrocławski pokonał w 5 h i 45 min. mając tylko jedna krwawą rankę na palcu. Piotr Żukowski uznaje sie za nieoficjalnego mistrza świata bezdomnych. Ma za sobą kilkadziesiąt startów. Na zawody jeździ na gapę. Dorywczymi pracami i zbieraniem butelek zarabia na buty i spodenki. Biegając walczy o godność bezdomnych.
Drugim najstarszym zawodnikiem był Michał Stadziczuk. Jego 78 lat nie przeszkadza mu czynnie uprawiac sport. Pomimo wielu startów nie zna recepty na ukończenie maratonu, po prostu nie myśli o mecie. Jak twierdzi bieganie uratowało mu życie. 30 lat temu po ciężkiej chorobie trafił do sanatorium. Tam kolega namówił go na jogging. Szybko odzyskał zdrowie i nie myśli o zakończeniu kariery sportowej. We Wrocławiu na metę przybiegł po 4,5 h co uznał za swoją porażkę.
Maraton w liczbach:
1061 zawodników wystartowało w 26 Wrocław Maraton.
1042 zawodników ukończyło bieg ( z tego 78 kobiet)
Było 30 obcokrajowców
1400 kg. bananów zjedli zawodnicy
40 studentów fizjoterapii masowało obolałe kończyny ( zużyli 25 buteleczek oliwki )
11 tys. złotych to nagroda za zdobycie 1 miejsca
78 lat miał najstarszy maratończyk
zająłem 626 miejsce z czasem 4h 6 min. i 55 sek
dostałem 2 odcisków i 2 otarcia
setki samochodów czekało w korkach na odblokowanie ulic
Było nas 1061. Wielu bieglo po wyniki, po zdrowie, kilkunastu po nagrody ale wszyscy chcieli przekroczyc linię mety. 26 Maraton Wrocławski był okazją na sprawdzenie siebie, swojej kondycji i możliwości.
Zabiegani
O godzinie 9 wystartowaliśmy. Na czele ponad tysięcznego tłumu byli niepełnosprawni na wózkach oraz plejada maratończyków. Dalej wielonarodowa grupa w różnym wieku wyczynowców jak i amatorów. Na początku było ciasno. Biegliśmy w zwartej grupie, często potykałem się o nogi innych. Im bliżej mety tym bardziej grupa się rozciągała. Pierwsze 15 km. było relaksującym biegiem, łapałem odpowiedni rytm i oddech.Wielu wybrało metodę "biegu za zgrabną dziewczyną". Mobilizujący był widok sportowej sylwetki. Rozmawialiśmy ze sobą o pogodzie i trasie, machaliśmy przechodniom. Z czasem rozmowy cichły, zapach rozgrzewających kremów ustąpił woni potu. Każdy mijany park stawał się naturalną toaletą. Oszczędzaliśmy siły. Już po półmetku nie tylko mnie łapało zmęczenie. Mijałem ludzi, których zatrzymały skurcze. Po 2h zdałem sobie sprawę, że bedzie ciężko i zaczyna się prawdziwa walka z ciałem.
Maraton zaczyna się po 30 - tce.
Doświadczeni biegacze wiedzą, że problemy zaczynają się po 30 kilometrach. Właśnie wtedy rozpoczęła sie totalna wojna w moim organizmie.Uruchomiłem rezerwy sił. Na wysokości Instytutu Geologii moje stopy zaczęły być ciężkie jak skały. Nogi jak z drewna, mięśnie pracowały ociężale jak okrętowe liny. Zacząłem dopingować sie mocnym uderzeniem zespołów The Prodigy i Metallicy. Biegnący nieopodal Daniel Waszkiewicz mobilizował się powtarzając jak mantrę zdanie "moje nóżki dacie radę". To był również jego pierwszy maraton.Przygotowywał się do niego pół roku. Ze zmęczenia nie pamiętam ostatnich kilometrów. Biegłem jak w transie wpatrzony w jeden punkt. Chyba osłabłem bo wyprzedziło mnie sporo biegaczy. Na mecie ktoś założył mi medal, ktoś zapytał o samopoczucie. Jak inni stanąłem w kolejce po masaż. Nienawidziłem ostatniej godziny biegu ale już wiedziałem, że znów bede startował w przyszłym roku.Bieganie okazało się zdrowym narkotykiem.
Mój maraton
Moje długodystansowe bieganie zaczęło się od wizyty w nowojorskim Central Parku. Szukałem tam miejsc, gdzie ulubiony rezyser Woody Allen kręcił swoje filmy. Spotkałem dziesiątki biegaczy. Okazało się, że nie było żadnych zawodów. Był normalny dzień. Nikogo tam nie dziwi widok staruszki truchtającej w obcisłych spodenkach z słuchawkami na uszach. Na niektórych alejkach trudno było sie poruszać pomiędzy biegaczami. Nowojorczycy są chorzy na bieganie. Szybko się zaraziłem joggingiem. Zacząłem biegać w przydomowym parku, gdzie każdego wieczora goniły mnie te same psy. Kompletowałem niezbędny sprzęt. Z tygodnia na tydzień wciągało coraz bardziej. Start w maratonie był sposobem na sprawdzenie swoich mozliwosci. Przed startem zjadłem tylko energetyczny żel, zakleiłem sutki plastrami ( sposób na otarcia), posmarowałem oliwka wrażliwe na otarcia miejsca.
Boso dla rodziców
36 letni Paweł Mej budził sensację. Ubrał się jak na plażę. Co najciekawsze biegł boso. Nie oszczędza na butach, tak lubi. W ten sposób chce podziękować zmarłym rodzicom za wychowanie. W ciągu 10 miesięcy ukończył 7 maratonów. Wrocławski pokonał w 5 h i 45 min. mając tylko jedna krwawą rankę na palcu. Piotr Żukowski uznaje sie za nieoficjalnego mistrza świata bezdomnych. Ma za sobą kilkadziesiąt startów. Na zawody jeździ na gapę. Dorywczymi pracami i zbieraniem butelek zarabia na buty i spodenki. Biegając walczy o godność bezdomnych.
Drugim najstarszym zawodnikiem był Michał Stadziczuk. Jego 78 lat nie przeszkadza mu czynnie uprawiac sport. Pomimo wielu startów nie zna recepty na ukończenie maratonu, po prostu nie myśli o mecie. Jak twierdzi bieganie uratowało mu życie. 30 lat temu po ciężkiej chorobie trafił do sanatorium. Tam kolega namówił go na jogging. Szybko odzyskał zdrowie i nie myśli o zakończeniu kariery sportowej. We Wrocławiu na metę przybiegł po 4,5 h co uznał za swoją porażkę.
Maraton w liczbach:
1061 zawodników wystartowało w 26 Wrocław Maraton.
1042 zawodników ukończyło bieg ( z tego 78 kobiet)
Było 30 obcokrajowców
1400 kg. bananów zjedli zawodnicy
40 studentów fizjoterapii masowało obolałe kończyny ( zużyli 25 buteleczek oliwki )
11 tys. złotych to nagroda za zdobycie 1 miejsca
78 lat miał najstarszy maratończyk
zająłem 626 miejsce z czasem 4h 6 min. i 55 sek
dostałem 2 odcisków i 2 otarcia
setki samochodów czekało w korkach na odblokowanie ulic
poniedziałek, 15 września 2008
4h 6min. 55 sek - 42 km
UDALO SIE.Od wczoraj jestem rowniez maratonczykiem.Przebiegniecie 42 km. zajelo mi 4h 6min.55sek.Na 1042 zawodnikow zajalem 626 miejsce.Tym samym jest to moj pierwszy sportowy medal w zyciu (i pewnie ostatni).O swoich wrazeniach z trasy chce napisac jak dojde do siebie.Od wczoraj lecze zakwasy i inne bóle kolan,miesni i odciski.Bylo ciezko ale bylo WARTO.
sobota, 13 września 2008
"Nasze dzieci"
W poszukiwaniu wiadomosci od kolegi ze Stanow zagladnalem na ulubiony portal wszystkich Polakow.Widze,ze powoli zamienia sie on w potral "Nasze dzieci".Kto zyw a przede wszystkim kto jest mlodym ojcem badz matka wrzuca zdjecia swoich pociech.Znajomi zaczeli sie rozmnazac na potege.ZAmiast zdjec sympatycznej kolezanki z liceum,kolegi z dawnej pracy czy stryjka z Sekocina Dolnego widze zaspane twarze maluchow owiniete w jakies chusty,czapeczki,beciki.Nowe pokolenie atakuje a ja je szanuje bo za 20 lat beda pracowali na moja emeryture o ile znajde powody by zostac w ojczyznie
piątek, 12 września 2008
Jutro wielki bieg
Wlasnie wrocilem z nocki w szpitalu.Niestety byl to ciezki dyżur i odbil sie na mojej kondycji psychofizycznej.Prawie cala noc pacjenci dawali o sobie znac.Wypadki,krzyki,pijani niesamowita kompilacja.Jutro o tej porze startuje w najwazniejszym biegu mojego zycia a teraz sie ledwo trzymam na nogach.Niezbyt to dobry symptom przed sporym wysilkiem.Sobote poswiece na maksymalne wyciszenie sie moze przy muzyce Marvina Geye i koncentracje.Do tej pory biegalem sam a teraz bedzie mi towarzyszyc kilkuset mi podobnych.Sam nie wiem czy beda mnie deprymowac czy mobilizowac.
środa, 10 września 2008
Pozostalo 4 dni...
Wrocilem z krotkiego biegania-treningu z parku.Maraton juz w niedziele.Im blizej tym staram sie bardziej wyciszyc i skupic.Skompletowałem juz niezbedny strój,nawet skarpetki sa ze specjalnej siateczki ulatwiajacej oddychanie.Martwi mnie pogoda.Jesli bedzie upal to bedzie bardzo ciezko.Juz po kilku kilometrach stróżki potu zalewaja oczy.Martwia mnie potencjalne otarcia,wydaje mi sie,ze moje fachowe spodenki nie sa idealne i noga trze o noge.Po kilku tysiacach takich zetkniec tworzy sie rana.No i kondycja to moje wielkie pytanie.Choc po kilku kilometrach lapie przyslowiowy rytm i wpadam w trans i nie biegne tylko "plyne" to jednak nie znam gornej granicy tego wysilku.Odliczam juz dni.Na stoliku mam juz przygotowany niezbedny zestaw do zabrania;żel energetyczny,masc na stany zapalne miesni,magnez w tabletkach ,krem woskowy do ust i frotke na poty.No i oczywiscie muzyka na mp3 bez ktorej sie nie rusze.To ona pozwala mi czuc sie dobrze i jest swoistym dopalaczem .
42 kilometry nie dzialaly wczesniej zbyt mocno na moja wyobraznie jednak gdy przesledzilem na planie miasta przebieg trasy to zadrżalem.Uswiadomilem sobie ile jest do przebiegniecia.Zatem mobilizuje sie wewnetrznie i do dziela w niedziele
42 kilometry nie dzialaly wczesniej zbyt mocno na moja wyobraznie jednak gdy przesledzilem na planie miasta przebieg trasy to zadrżalem.Uswiadomilem sobie ile jest do przebiegniecia.Zatem mobilizuje sie wewnetrznie i do dziela w niedziele
wtorek, 2 września 2008
Gangsterskie porachunki?
Odp na pyt.w tytule- zdecydowanie nie.To moja ostatnia sesja pary mlodej a pan mlody bynajmniej nie pochodzi z Pruszkowa.Zamiast niszczyc cudze zycie on jako wziety ratownik medyczny je ratuje.To byl bardzo niezwykly dzien i nietypowa sesja,ktorych zycze sobie wiecej.Podczas tego wesela interweniowala policja,urzad stanu cywilnego prawie sie zapalil,ktos w czasie tanca uszkodzil sobie staw kolanowy,plywalem na szybkim pontonie po Odrze
środa, 27 sierpnia 2008
Okladka
Od kilku miesiecy próbuje przekazac gazete z moim zdjeciem na okladce znajomemu zołnierzowi."Goske" poznalem w Iraku i nalezal do grupy wojakow z ktorymi sie trzymalem bo to swietna ekipa byla.Ostatecznie przefotografowalem okladke i chlopak zobaczy swoje zdjecie na blogu."Goska"pozdrawiam serdecznie i dzieki za sympatyczne przyjecie no i zapraszam na tego zaleglego drina we Wrocławiu.
Nozki w góre
Troche szalenstwa w zdjeciach weselnych
poniedziałek, 25 sierpnia 2008
14.09 juz blisko
Pozostaly niecale 3 tygodnie do wielkiego i ciezkiego dnia.Czy pokonam swoje slabosci,czy 3 miesiace przygotowan okaza sie wystarczajace czy moja chora noga da o sobie znac no i czy podolam tym 42 kilometrom?Odpowiedzi poznam w polowie wrzesnia.Od czasu 2 moich operacji i kilkumiesiecznej rehabilitacji to pierwszy tak duzy wysilek.A zaczelo sie tak niewinnie od pierwszego spaceru do oslawionego Central Parku w Nowym Yorku.Bylem po prostu ciekaw pleneru wielu filmow ulubionego rezysera W.Allena.Bylem wtedy oniemialy od widoku takiej liczby biegaczy.Bylem przekonany,ze to jakies zawody.A jednak nie to byl normalny dzien w "stolicy swiata".Tam generalnie wielu jest amatorow biegania i nikogo tam nie dziwi widok leciwej damy biegnacej w szortach i z ipodem na uszach.Oczarowal i urzekl mnie ten obrazek.Postanowilem w glebi duszy "tez tak chce" biegac,biegac,biegac dla rozrywki,endorfin,sportu,kondycji i by witac sie z zulami w parku.
3 tyg.przed zawodami moge sie pokusic o pewna obserwacje.Widze,ze moja kondycja jest lepsza,nauczylem sie juz trzymac stopy blisko podloza,bardziej wydajnie korzystać z zasobu sil,szybciej synchronizuje oddech z wysilkiem.Cóż trzymam za siebie kciuki
czwartek, 14 sierpnia 2008
Jesc,jesc,miec,miec
Bylem dzis na drobnych zakupach w nieduzym sieciowym markecie.Byla godzina podczas ktorej gro ludzi powinna byc w biurach,fabrykach,firmach,generalnie w robocie.W sklepie przy kasach duze kolejki.Kosze pelne zarcia,zbytkow,czteropakow,szesciopakow,gratisow.To jest pewien fenomen.W spoleczenstwie ktore nieustannie narzeka na brak pieniedzy coraz wiecej ludzi jezdzi dobrymi,nowymi autami,tysiace ludzi wyprowadza sie do willi na przedmiescia i wioski.W sklepach kolejki kupujacych i to w godzinach,gdzie na ulicach powinno byc pustawo.Polacy lubia narzekac dla zasady.Zblizamy sie mentalnie do Amerykanow gdzie od dawna rzadzi konsumpcja.Jesc,jesc,miec,miec to religia dla wielu.Mam lepszy samochod ale moge miec jeszcze lepszy,nowszy,sąsiad byl na Pukecie w Tajlandii chce byc jeszcze dalej,postawie dom,bedzie 7 pokoi z tego 5 pustych moze sie kiedys sklonuje.Polubilismy posiadanie,otaczanie sie zbytkami.Ksiaza slubijący czystosc i skromnosc wożą sie dobrymi brykami lubia taz pobladzic z kobitami i facetami i przestaje to dziwic.Oni tez kochaja miec.W ktora strone to dąży?
środa, 13 sierpnia 2008
Wkrotce maraton
Przygotowania do maratonu w toku.Do startu przygotowuje sie w parku nowowiejskim w ktorym witaja sie juz ze mna miejscowi zule.Pozostalo juz tylko 31dni.Brrrrrr zaczynam sie obawiac.Czy dam rade pokonac ponad 42 km?Za miesiac sie okaze
Pyt.bez odpowiedzi
Lawinowo rosnie liczba ludzi,ktorzy dziwia sie mojej nowej posadzie szeregowego pracownika hardcorowego oddzialu w szpitalu.Po 30 chyba pytaniu"co ja tutaj robie?" zaczalem sie faktycznie zastanawiac co ja tutaj robie.Jedna z pigul powiedziala mi wrecz,ze jestem dla niej czlowiekiem zagadka.Co ja tam robie?Do cholery wykonuje swoje obowiazki,a ze sa bardzo rozne od tego co robilem przez ostatnie 10 lat,ze to zupelnie cos innego do czego przyzwyczailem moich znajomych.Zawod fotoreportera z glupoty zawiesilem na czas nieokreslony.Mam przynajmniej do o czym marzyc,wlasnie o powrocie kiedys do starej profesji.Wiem,ze pomoc w ubieraniu sie i toalecie staruszkom,sprzatanie blokow operacyjnych,wozenie chorych na tomograf nie jest ekscytujacym bieganiem z aparatem po meczach,protestach,koncertach.Daje mi to jednak sile by kiedys powrocic do fotografowania.
Nie potrafie logicznie,ladnie i skladnie wyjasnic ciekawskim skad u mnie tak wielka metamorfoza,wiec pozostawie ich pyt.bez odpowiedzi.Tymczasem poznaje swiat chorob,dolegliwosci,urazow.
Nie potrafie logicznie,ladnie i skladnie wyjasnic ciekawskim skad u mnie tak wielka metamorfoza,wiec pozostawie ich pyt.bez odpowiedzi.Tymczasem poznaje swiat chorob,dolegliwosci,urazow.
poniedziałek, 11 sierpnia 2008
Okno na swiat
wtorek, 5 sierpnia 2008
Kotek Rzezimieszek
Juz od poczatku mojej pracy w szpitalu moim pupilem stal sie kot zwany Rzezimieszkiem czasem Cwaniaczkiem.Nalezy do sporego stadka szpitalnych siersciuchow zamieszkujacych okoliczny pareczek.Zdecydowanie rzadzi wszystkimi czworonogami w obrebie wielkiego ogrodzenia.Nie trzeba byc uwaznym obserwatorem by dostrzec,ze Rzezimieszek to kot madry ,przebiegly,bojowy i dumny.Wyglad ma niepozorny,nie jest olbrzymem,nie ma ogona,ktory pewnikiem stracil w ulicznej bójce.Czego moga mu zazdroscic inne dachowce ma pod soba maly haremik uleglych kić (pussy cat dolls)ma dobry dostep do jedzenia.Kilka dni temu spotkalem Rzezimieszka idac przez podworko po kolacje dla pacjentow.Wlasnie pazurem darl worek z odpadkami z kuchni.Przez zrobiona dziure wyciagnal kosci kurczaka i pobiegl w pobliskie krzaki na spokojna konsumpcje.Rzezimieszek da sie lubic,wie kiedy sa wydawane posilki,czatuje pod oknami kuchni czasem glosno mialczac by sie przypomniec.Widze go czesto przez szpitalne okna,przechadza sie pewnie po swoim terenie.
wtorek, 29 lipca 2008
Black bolkow sabath
Jak nakazuje tradycja ponownie srodek Dolnego Slaska opanowaly zjawy,demony wampiry,hybrydy lateksowych panienek z bekartami Belzebuba,wiedzmy,siostry i kuzyni Nosferatu oraz skromny ja.Na wiesc o XV edycji festiwali Castel Party z najglebszych czelusci piekiel,zakamarkow koszmarow,mrocznych pakamer,cuchnacych siarka bagien mazurskich i ladynskich myjek kuchennych wypelzly najrozmaitsze formy fanow ciezkiej bezkompromisowej muzy,ktora w niemalze doskonaly sposob koresponduje z lochami i murami bolkowieckiego zamku.Na wiesc o ich przybyciu okoliczni gospodarze pozamykali czarne koty w piwnicach lub wywiezli daleko do rodzin.Szatanskie hordy uzbrojone w kolce,lateksowe wdzianka od Beaty Ushe,kreacje od domoroslych mrocznych krawcowych,pejcze,czarne piorka przez 3 dni celebrowaly swoje swieto,ktorego i ja jestem wielkim fanem.Przez 3 kolejne noce fala dzwiekow upiornym echem odbijala sie po okolicy mrozac krew w zylach autochtonow.Ci ktorzy trwogi w sercu nie czuli wesolo handlowali z festiwalowiczami goframi,nalewkami,lodami.
Duch i mrok

Duch i mrok to tytuł sensacyjnego filmu z Michaelem Duglasem i Van Klilmerem.Akcja z zycia wzieta dziala sie 100 lat temu przy budowie kolei w Afryce.para lwow ludojadow napadala na robotnikow budowlanych.Obecnie te wypchane zwierzaki znajduja sie w Muzeum Historii Naturalnej w Chicago.Ów tytuł pasowal mi jak ulał do mojego zdjecia zrobionego podczas Castel Party
piątek, 25 lipca 2008
Wizyta
Tecza nad Olbinem
niedziela, 20 lipca 2008
"Oczy szeroko zamkniete"
Milosnicy garbow
sobota, 19 lipca 2008
Przez noktowizje
czwartek, 10 lipca 2008
Atak iskier
poniedziałek, 7 lipca 2008
Moja sopa de raja
Wciaz doskonale i uszlachetniam smak zupy ktora podpatrzylem u Indian.3 miesiace temu walesajac sie po polnocnym Meksyku trafilem do miasta Ensenada nad oceanem.W poszukiwaniu ciekawych smakow chodzilem po centrum gdzie trafilem na zadaszony spory wozek na 4 kolach.Przy nim postawiono waski stoliczek z taboretami.Szukajac orginalnego,smakowitego i taniego jedzenia daleko w swiecie warto patrzec gdzie jedza autochtoni.I tak bylo w tym przypadku.Kilkunastu facetow wcinalo jakas zupke.Postanowilem sie dolaczyc.Tak mi posmakowala,ze wrocilem tam na sniadanie nastepnego dnia.Kolejny raz na ta potrawe trafilem odwiedzajac Indian Seri na pustyni Sonora.Tym razem grupa tajemniczo pomalowanych kobiet gotowala zupke w wielkim garnku na ognisku.Byla to pikantna zupa z pomidorami,ryba raja (rodzaj plaszczki) i kalmarami.Do tego podawano cieple tortile i polowki lemonki.Pychota.Od jakiegos czasu przy dostepnych produktach probuje odtworzyc ów smak.Idzie mi coraz lepiej.Wkrotce napisze recepture.
czwartek, 3 lipca 2008
Radziu
Subskrybuj:
Posty (Atom)