niedziela, 12 września 2010

Czas 4h. 5min i 54sek. czyli 3 mój maraton


Rok temu znając minusy i bóle związane se startem w maratonie obiecałem sobie,że koniec tej "przyjemności" .Rok minął i znów stawiłem się na starcie chudszy o 5 kg. i pełen woli walki i niestety przeziębiony. To wciąga.Walka z samym sobą a nie z setkami innych uczestników.Prawdziwa wewnętrzna walka gdzie na przeciwko siebie stają zdrowy rozsądek, instynkt samozachowawczy,psychiczny komfort z wolą walki,zdobywaniem, sprawdzeniem możliwości ciała i mentalności.Czasu nie miałem rewelacyjnego to przyznaję jednak satysfakcja pozostanie dożywotnio jeśli amnezja na to pozwoli.O 1 minute pobiłem swój rekord sprzed 2 lat.Głęboko ukryta ambicja narzuciła mi wynik poniżej 4 godzin.Nie udało się.Ostatecznie trenowałem tylko miesiąc od czasu przyjazdu z Azji.Do tego nałożyło się przeziębienie,które w wyczuwalny sposób mnie osłabiło. Niemniej zaskoczyłem się swoim tempem na początku.Pierwsze 20 km.biegłem jak nawiedzony,tempo znakomite, wyprzedziłem sporo innych maratończyków.Przełomowy był 25 km.nagle poczułem nagły spadek sił,forma zawiodła.Nogi się usztywniły i zaczęły ciążyć.Wyszło wówczas słońce,które dawało się we znaki.Na każdym punkcie z wodą chłodziłem obficie głowę.Niewiele to pomagało.Pojawiły się etapy "przechodzone".Zaczęli mnie wyprzedzać sprawniejsi zawodnicy.Muzyka słuchana przez cały czas z mp3 też straciła na znaczeniu.Po 35km było już słabo.Skąd wskrzesiłem rezerwy sił pozostanie dla mnie zagadką.Byłem przekonany,ze wynik będzie o wiele gorszy a jednak niespodzianka.Mam teraz nogi jak z ołowiu,mięśnie się usztywniły. Chodzę teraz jak po spotkaniu z kochającymi inaczej.
Zmęczenie przeplata się z prywatną duma.Znów wygrałem tą bitwę z samym sobą.

1 komentarz:

solaris pisze...

Gratuluje Marcinie ukończenia biegu:)tak myślałam że to Ty:)od razu Cię poznałam jak biegłeś:)