niedziela, 29 listopada 2009

Riksza w murek

Jak dzieciak dalem sie poniesc ulanskiej fantazji.Znow moja wybujala wyobraznia zaprowadzila mnie na manowce.Ale po kolei.Jechalem wczoraj riksza dystans ponad 2 km,cena dogadana na 4O groszy.Jechalem czyms w rodzaju 3 kolowego roweru z drewniana platforma na towary.Gestami pokazalem kierowcy by sie zamioenil na miejsca.No i ruszylem z kopyta.Rozpedzilem sie,mijalem inne riksze.Jak to w Bangladeszu wszyscy sie przygladali.Nagle okazalo sie ,ze jakims dziwnym cudem nie moge skrecac.Ulamek sekundy i wjechalem do rowu.Chlopak zdazyl wyskoczyc na ulice.Uderzylem rowerem w niski murek za rowem.Chwila strachy czy jestem caly i czy riksza sie nie polamala.Mina wlasciciela byla nietega.Zaczal ogladac rower macac opone i szprychy.Zrezygnowalem naturalnie z dalszego pedalowania.Atmosfera sie zepsula.Kierowca cos tam buczal o wiekszej oplacie.Zaiste cos sie ta opona lekko przekrzywila.Ta przygoda kosztowala mnie 2,3zl i maly siniak na nodze.Riksiarzem nie zostane i kropka

Brak komentarzy: