poniedziałek, 7 lipca 2008

Moja sopa de raja

Wciaz doskonale i uszlachetniam smak zupy ktora podpatrzylem u Indian.3 miesiace temu walesajac sie po polnocnym Meksyku trafilem do miasta Ensenada nad oceanem.W poszukiwaniu ciekawych smakow chodzilem po centrum gdzie trafilem na zadaszony spory wozek na 4 kolach.Przy nim postawiono waski stoliczek z taboretami.Szukajac orginalnego,smakowitego i taniego jedzenia daleko w swiecie warto patrzec gdzie jedza autochtoni.I tak bylo w tym przypadku.Kilkunastu facetow wcinalo jakas zupke.Postanowilem sie dolaczyc.Tak mi posmakowala,ze wrocilem tam na sniadanie nastepnego dnia.Kolejny raz na ta potrawe trafilem odwiedzajac Indian Seri na pustyni Sonora.Tym razem grupa tajemniczo pomalowanych kobiet gotowala zupke w wielkim garnku na ognisku.Byla to pikantna zupa z pomidorami,ryba raja (rodzaj plaszczki) i kalmarami.Do tego podawano cieple tortile i polowki lemonki.Pychota.Od jakiegos czasu przy dostepnych produktach probuje odtworzyc ów smak.Idzie mi coraz lepiej.Wkrotce napisze recepture.

Brak komentarzy: